Aniela Dulska już od ponad roku opowiada o swej moralności na scenie teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Uwielbia mówić, ale nie przepada, gdy mówi się o niej, więc my tylko napiszemy.

Dobrze oświetlony pokój, wygodne krzesła z podobiznami członków rodziny, duży dywan na podłodze oraz całkiem sporych rozmiarów telewizor, i oto do pomieszczenia wkracza ona, wspaniała żona, troskliwa matka, porządna właścicielka kamiennicy. Tak powiedziałby każdy, kto nie był w domu pani Dulskiej i nie poznał jej choć troszkę. Główna bohaterka dobrze wie jak zadbać o swą reputację wśród ludzi jej podobnych i nie wpuszcza byle kogo pod swój dach.

Oszczędna i rozsądna czy może zachłanna i egoistyczna? Dzięki wspaniałej grze aktorskiej Arlety Los-Pławszewskiej, która wciela się w tytułową Dulską bardzo szybko można poznać odpowiedź na to pytanie. Już na początku widać jak sztorcuje męża, że gdy tylko odbierze wypłatę ma czym prędzej oddać ją jej. W przeciwnym razie on wszystko przepuści, a w późniejszym czasie wydziela mu co do grosza, gdy ten chce wyjść z domu i skorzystać z uroków miasta. Ot, cudowna żona. Jej relacje z dziećmi też nie należą do zbyt ciepłych, z resztą nawet karze im się kąpać w zimnej wodzie. Dziewczynkom ustala ścisły plan dnia i upomina za każdym razem, gdy zrobią coś źle, bo przecież najważniejsze dla Dulskiej jest to, co pomyślą o niej ludzie. Mniejszą kontrolę ma nad swoim zbuntowanym synem Zbyszkiem, który nie raz spowodował wśród publiczności wybuch śmiechu. Z postacią Zbyszka może się utożsamić wielu młodych, którzy też uważają, że rodzice nie zawsze mają rację i można się z nimi trochę po przedrzeźniać. Aż chciało się wejść na scenę, krzyknąć „Trzy razy na tak, przechodzisz dalej!” i przybić chłopakowi piątkę.

Największa afera, która wydaje się rychłym końcem nieskazitelnej opinii o Dulskiej, pojawia się z momentem, gdy cała rodzina dowiaduje się o sekrecie Hanki — ich służącej. I to jeszcze jakim sekrecie! Niby tylko służka, ale za to sprawi wiele kłopotów. Choć Dulska została ostrzeżona, nawet nie raz, to nic sobie z tego nie robiła, ponieważ dla niej Hanka była tylko tępą dziewuchą. Nasza moralna bohaterka zapłaciła za swój błąd dosyć drogo, dosłownie. Spektakl wzbudził wśród widzów różne odczucia.

 

Gra światła sprawiała, że chwilami aż chciało się zapłakać razem z Hanką, czy nawet czasami współczuło się Dulskiej. Dramatyzm niektórych scen został dobrze podkreślony przez muzykę, choć raz czy dwa pokazał to jako coś komicznego. Nie było to oczywiście żadnym błędem, ponieważ „Moralność pani Dulskiej” jest tragifarsą. Dużo śmiechu i trochę refleksji to rzeczy, które są zapewnione podczas spektaklu. „Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział", więc cicho-sza, bo to dobry czas, aby wybrać się na spektakl „Moralność pani Dulskiej” w reżyserii Giovanny’ego Castellanos’a i podsłuchać jakichś ploteczek co słychać u Dulskiej, a których tu zdradzić już nam nie wypada.

Marta Mierzwiak
Fot. https://teatropole.pl/