Godzina stania na mrozie pod Areną Gliwice, może nie należała do najprzyjemniejszych, ale niektórzy wierni fani BMTH stali w kolejce od samego rana! Oczekiwanie na otwarcie drzwi było torturą, zwłaszcza że wszyscy byli zniecierpliwieni, aby ogrzać swe ciała w ciepłym pomieszczeniu oraz serca rewelacyjną muzyką.

Równo o godzinie 17:00 zostały otwarte bramy Areny Gliwice, było kilka wejść aby jak najsprawniej wpuścić zmarzniętych fanów mocniejszych brzmień. Ochrona dobrze zadbała o to, aby nie wszedł nikt z niedozwolonymi rzeczami. Pomimo wielkich kolejek przed drzwiami, w przeciągu zaledwie godziny, pracownikom udało się wpuścić masę osób. Tylko niektórzy przegapili pierwszy support, który wszedł na scenę równo o godzinie 18:00, a byli to Static Dress.

Różowowłosy wulkan energii wbiegł na scenę, ubrany cały na biało. Był to Olli Apleyarda, wokalista brytyjskiego zespołu Static Dress. Jednak nie tylko to przyciągnęło uwagę publiki, ale również mocne uderzenie muzyczne, które rozpoczęli od disposable care. Chyba nikt nie był przygotowany na takie świetne show. Pomimo krótkiego występu, ponieważ tylko 25-minutowego, artyści zdołali przedstawić świetny repertuar, w którym znalazł się też taki kawałek jak sober (exists). Olli wprowadzał takie techniki wokalne w trakcie swego występu, że śmiało mógłby wystąpić z główną gwiazdą wieczoru, aż szkoda się zrobiło gdy nagle pojawiły się problemy techniczne. W pewnym momencie wszystko stało się wyraźnie cichsze, jakby ktoś przypadkiem przesunął suwak “master” na konsoli. Na szczęście trwało to zaledwie kilkanaście sekund i w żadnym stopniu nie wpłynęło na zachowanie artystów. Jednak ten incydent wynagrodziło nam urocze przywitanie się po polsku, mówiące ze słodkim brytyjskim akcentem Dobry Wieczór. Na pewno dużą zagadką dla wielu była postać genialnego gitarzysty, anonimowego muzyka w masce Contrast.

Static Dress

Static Dress

Okazało się, że rockowcy jednak nie są tacy spóźnialscy, jak się o nich mówi, ponieważ po krótkiej przerwie o czasie wszedł kolejny support, czyli Poorstacy. Jednak zanim to nastąpiło, masa rąk skierowała się w stronę sceny, aby wyłapać drobne upominki od Static Dress jakimi były pałeczki perkusisty, setlisty i kostki gitarowe. Ofiarowali audytorium świetny występ i prezenty, które będą mogli zachować oprócz wspomnień. Show w wykonaniu Static Dress na tyle rozochocił tłum, że nie byli oni w stanie spokojnie usiedzieć i zaczęli wysyłać sobie sygnały świetlne latarkami. Nie ukrywam, że sama dołączyłam do tej zabawy. Jednak, gdy 5 minut przed planowanym wejściem Poorstacy, gitarzyści wyszli na scenę, aby rozgrzać publikę, wszystkie latarki nagle zgasły.

Pierwsze dźwięki, które dotarły do naszych uszu to dzwoniący telefon. Wtedy też wokalista Poorstacy, który jest raperem, występującym z zespołem wybłagał publiczność o zrobienie pogo, co jednak było utrudnione, ponieważ przez środek płyty od samej sceny biegły metalowe ogrodzenia. Jednak publika poradziła sobie świetnie ze zrobieniem koła, by następnie dać się ponieść euforii, jaką daje pogo. Podczas tego występu zostały uruchomione wielkie ekrany, na których była pokazywana bawiąca się publika do takich kawałków jak: Knife Party, Children of the Dark, Abuse Me oraz w przepięknej akustycznej wersji Where Do We Go When We Leave This Place. Po tej wzruszającej piosence raper poprosił o zapalenie latarek w telefonach, ponieważ chciał nam dać fragment swego serca, śpiewając nieopublikowaną dotąd balladę. Niestety nie podał jej tytułu, więc pozostaje czekać na nowy utwór od muzyka. Na koniec ładnie podziękował przybyłym za wspólną zabawę i zszedł ze sceny, aby z każdym przybić sobie piątkę. Dzięki temu na pewno zyskali sporo w oczach publiczności, która nie do końca poczuła z nimi więź w trakcie występu. W porównaniu z wcześniejszym show w wykonaniu Static Dress, można odnieść wrażenie, że zadaniem Poorstacy było nieco ostudzić publiczność, żeby ta nie rozniosła całej areny.

Poorstacy

Poorstacy

Wielkie brawa należą się organizatorom wydarzenia, którzy świetnie pilnowali czasu, aby nie było opóźnień. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Tak samo jak ogromne podziękowania należą się służbom medycznym, które szybko reagowały i udzielały pierwszej pomocy potrzebującym. Dlatego też równo o 19:40, na spokojnie swój występ mogli zacząć A Day To Remember. Oprócz niesamowitej oprawy muzycznej, artyści zagwarantowali przybyłym wiele pamiątek w tym koszulki, które były wystrzeliwane przez astronautę. Niektóre strzały były wykonywane z miejsc, gdzie światło dzienne nie dochodzi. Tłum szalał przy takich utworach All I Want, Bloodsucker, Miracle, If It Means A Lot To You oraz wielu innych. Dodatkowo, żeby bawić się jeszcze lepiej, wypuszczono masę piłek plażowych oraz rolek papieru toaletowego. Pomimo tego, że to był ostatni support wieczoru to najbardziej rozgrzał publikę. Chociaż może się to wydać zaskakujące zważywszy na fakt, jak często Jeremy McKinnon korzystał z czystego wokalu. Na koniec, po balladach z użyciem gitar akustycznych zespół podziękował za to, że mogli wystąpić pierwszy raz w Polsce. Warto tutaj zauważyć, że Static Dress i Poorstacy też byli pierwszy raz w naszym kraju. Mam nadzieję, że nie ostatni!

A Day To Remember

A Day To Remember

Jest jednak ktoś, kto był kiedyś w Polsce, ale było to wiele lat temu. Po 9 latach do naszego kraju powrócił jeden z najlepszych metalcore’owych zespołów, czyli Bring Me The Horizon. Zanim ujrzeliśmy gwiazdy wieczoru, to przywitał nas głos EVE. Na scenie, oraz na ekranach wokół niej zaczęły pojawiać się wizualizacje, a przede wszystkim instrukcje wydawane przez program kompuerow. Najbardziej zapamiętanym przekazem na pewno był ten o substancjach psychoaktywnych oraz, że muzycy ich nie lubią, więc najlepiej spożyć je natychmiastowo. Postać EVE pochodzi z gry Parasite Eve, która nieprzypadkowo jest też tytułem jednego z kawałków BMTH, który mieliśmy okazję usłyszeć w trakcie show. Znalazła ona swe miejsce na albumie Post Human: Survival Horror, na którego cześć odbywała się ta trasa po Europie.

Po przywitaniu EVE, wkroczyli na scenę oni, Ci od półtora roku przez nas wyczekiwani: Oli, Mat, Lee, Matt, John i Jordan. Wybuchły armaty z konfetii, pojawiło się serce i usłyszeliśmy Can You Feel My Heart. Idealny początek, zważywszy na to, że niedługo będą Walentynki. Czyżby chłopaki z BMTH poczuli ten miłosny klimat? Jeśli nie, to na pewno odczuli miłość od publiki, która bez wahania wyśpiewała każde słowo tego hitu. Nie ukrywam, że Can You Feel My Heart figuruje wysoko na mojej codziennej playliście, dlatego też było to niesamowite uczucie, aby usłyszeć na żywo te piękne sample, riffy, a przede wszystkim wokal Oliego, który w niczym nie ustępuje od tego na nagraniach.

Bring Me The Horizon

Bring Me The Horizon

Po skończonym hicie, emocje sięgnęły zenitu i Oli opadł na kolana, z ziemi pokazując ogromny szacunek do przybyłych powitał tłum ludzi, który spijał każde słowo wypowiedziane z brytyjskim akcentem. Potem powstał, by powrócić do dobrze przyjętego utworu jakim jest Happy Song. Następnie muzycy żwawo przeszli do już 3-letniego Teardrops z ich ostatniego albumu. Na żywo oba kawałki brzmiały o niebo lepiej niż na nagraniach. Energia, którą dawał zespół ze sceny sprawiła, że każda kolejna minuta show upływała w błyskawicznym tempie. Nawet się nie zorientowałam, kiedy gładko przechodziliśmy przez Mantrę, Dear Diary, aż doszliśmy do sTrAnGeRs, przy którym pojawił się pierwszy ukłon w stronę Ukrainy.

Po tym jak pogo się zatrzymało, a ludzie znów w pełni skupili uwagę na artystach, Oli zapytał się kto jest z Ukrainy pośród przybyłych. Powiedział im kilka słów otuchy, a potem zadedykował cudownie wykonany sTrAnGeRs, które jest perełką stworzoną w ubiegłym roku. Jednak to nie był jedyny przekaz związany z Ukrainą, jeszcze jeden został przekazany chwilę przed rozegraniem ostatniego bisu, czyli Throne. Oli rzekł coś, co sprawiło, że każdy wpadł w zadumę, że kiedy my się bawimy, to żebyśmy pamiętali, że za naszą granicą ludzie w naszym wieku codziennie idą na wojnę. Dlatego też ma nadzieję, że zdobędą swoje zwycięstwo, swój tron.

Pojawił się też edukacyjny moment w trakcie koncertu, kiedy to Oli uczył fanów angielskich przywitań, a my próbowaliśmy go nauczyć słowa „Cześć”. Nie za bardzo mu to wyszło, ale obiecał rychłą poprawę przed kolejnym występem w Polsce. Czyżby to była zapowiedź? Show chłopaków trwał dalej i znów mogliśmy się zanurzyć w sentymentalnej podróży do starych hitów, jak chociażby Shadow Moses, co szybko zostało przełamane Kingslayerem, gdzie z playbacku usłyszeliśmy Baby Metal, czemu na żywo wtórowała reszta formacji. Pomimo tego, że nie przepadam za tym singlem, to dzięki atmosferze którą stworzyła grupa, wykrzyczałam wraz z wokalistą każde słowo.

Później nadszedł kolejny moment zadumy, zanim wybrzmiało DiE4u, Oli powiedział coś przez co wiele osób miało łzy wzruszenia w oczach, czyli że bez nas, swych wiernych fanów, umarliby. Wprost przyznał, że wielu muzyków nie istnieje bez swej publiki i jest nam dozgonnie wdzięczny za to, że jesteśmy. Utrzymując ten nostalgiczny klimat EVE poprosiła publikę, aby zapaliła latarki oraz, aby ludzie weszli sobie na ramiona, by zaśpiewać wspólnie akustyczną wersję Follow You.

Najlepszym momentem podczas całego występu był ten podczas kawałka Drown, kiedy to Oli zszedł ze sceny do fanów i z każdym się witał. Miałam okazję podać sobie z nim rękę i zobaczyć go zaledwie pół metra ode mnie. Każdemu po kolei okazał należyty szacunek. Pokazał, że oprócz niesamowitego talentu wokalnego, ma też ogromną klasę.

Wydawałoby się, że to już koniec występu ale na szczęście chłopaki powrócili szybko na scenę, by zaprezentować jeszcze trzy kawałki na bis, w tym Obey, Sleepwalking na specjalne życzenie widowni oraz wcześniej wspomniane Throne. Po wszystkim wszyscy razem krzyknęliśmy Hell Yeah...i nagle ich już nie było.

Ciężko jest podsumować tak cudowne wydarzenie w zaledwie kilku zdaniach. Nie będę kłamać, na koncert pojechaliśmy głównie dla Bring Me The Horizon, ale to był zaszczyt zobaczyć wulkan energii jakim jest Static Dress, którzy brzmieniem bardzo przypominają gwiazdę wieczoru. Całkiem miło było usłyszeć rapera w wersji rockowej, czyli Poorstacy, a co najważniejsze przypomnieć sobie dlaczego kiedyś uwielbiałam A Day To Remember. Natomiast sam występ Bring Me The Horizon przerósł wszelkie oczekiwania, usłyszeć na żywo growling i screaming Oliego to istne spełnienie marzeń, zobaczyć jak reszta zespołu daje czadu i świetnie grają nie zmieniło mego zdania o tym, że to najlepszy metalcore’owy band na świecie. Jakbym miała podsumować to wydarzenie w kilku słowach to by były: ENERGIA, ŚWIETNA MUZYKA, PIŁKI PLAŻOWE, CUDOWNE GITARY, PERFEKCYJNE WOKALE, PAPIER TOALETOWY, SERPENTYNY, ASTRONAUTA, EFEKTY KOPUTEROWE oraz EVE . Należy jednak pamiętać, że nawet najlepszy występ będzie średnio odebrany, jeżeli wszystko nie zagra tak jak powinno. Tutaj wszystko było idealnie. Do wcześniej już wymienianych służb, które dwoiły się i troiły, żeby nikomu nie stała się krzywda, należy jeszcze dodać akustyków, którzy pomimo jednej małej wpadki na Static Dress spisali się idealnie! Każde słowo było wyraźne, bas świetnie uderzał w publikę, gitary grzmiały potężnie, a wszystkie delikatne akcenty na talerzach można było z łatwością wychwycić. Wisieńską na torcie było oświetlenie, które dopełniło tego magicznego wieczoru.

Jak wyglądał cały koncert z naszej perspektywy, możecie zobaczyć w galerii poniżej.

Sara Rostkowska, Filip Cierpisz
Fot: Filip Cierpisz