Nazwą płyty zapowiadają powrót do korzeni, ale jak daleko one sięgają? Od 9. listopada można zacząć się nad tym zastanawiać słuchając Origins. Ale czy aby napewno udało im się wrócić?

Swój pierwszy krążek zatytułowany Night Visions, na którym można usłyszeć znane Radioactive czy Demons, wydali w 2012 roku. Od tego czasu ludzie zaczęli uważać, że jest to zespół rockowy. Jednak lider zespołu już w niejednym wywiadzie powiedział, iż grają taką muzykę jaka im się w tym czasie podoba, nie ograniczają się do jednego gatunku. Po trzech latach wypuścili na rynek Smoke+Mirros, które wzbudziło wśród fanów mieszane uczucia, bo zaczęło odbiegać od pokochanych wcześniej rytmów. W 2017 wydarzyła się rewolucja gdy wydana została trzecia płyta zatytułowana Evolve, w której naprawdę słychać jak zespół ewoluował. Wiele osób stwierdziło, że to nie są już te same Smoki, w których się zakochali, ale większość zaakceptowała zmiany, a zespół zyskał jeszcze większą popularność przez puszczane w radiu Believer, Whatever It Takes czy Thunder, które przebiło Radioactive pod względem liczby wyświetleń na Youtube. I tak oto rok później, czyli w listopadzie tego roku Imagine Dragons przychodzą ze swoim czwartym krążkiem- Origins, który nazywają siostrą Evolve.

Album rozpoczyna się mocnym Natural, które przypomina swoim klimatem piosenki z poprzedniego albumu, ale nawiązuje też po części  do drugiego krążka, przez co wzbudził sympatię wśród starych fanów, ale również zyskał popularność wśród innych słuchaczy. Nie jest to jedyna piosenka, w której można usłyszeć trochę mocniejszego brzmienia, podczas słuchania Machine ma się ochotę wykrzyczeć wraz z Danem Reynoldsem refren.

Nie brakuje na płycie również ballady. Bad Lair zostało napisane wraz z Ają Volkman, która jest żoną wokalisty. Przechodzili oni w tym roku trudny okres, ich małżeństwo prawie się rozpadło, co słychać w niektórych piosenkach, zwłaszcza gdy zwróci się szczególną uwagę na tekst.

Imagine Dragons to też zespół, który w pozytywny sposób potrafi wyśpiewać jak to jest być zerem. Zero zostało nagrane do filmu animowanego Ralph Demolka w Internecie i bardzo szybko wpada w ucho, a nawet przypomina pierwsze EPki zespołu z czasów, gdy jeszcze nie było o nich zbyt głośno.

Za pierwszym razem płyta nie bardzo przypadła mi do gustu, chciałam zrezygnować ze słuchania już po drugiem utworze, ale cieszę się, że przesłuchałam do końca. Za drugim razem piosenki zostały przeze mnie odebrane jakoś tak lepiej. Teraz mogę zauważyć, że jest tu wiele nawiązań do starszych utworów, co sprawia, że można sobie powspominać jak to było kiedyś, ale również usłyszeć nowe brzmienia.  Moim ulubieńcem z tej płyty jest Real Life, które brzmi jakby żywcem wyjęte było z Night Visions. Za to Digital jest moim zdaniem kompletną pomyłką, nie pasuje ani do tego albumu, ani do twórczości Imagine Dragons. Podobnie jest z Only, którego refren brzmi jakby zespół zainspirował się utworami anerykańskiego duetu The Chainsmokers.

Jestem zwolenniczką starszego brzmienia Imagine Dragons i na szczęście o nim nie zapominają, pamiętają o swoich korzeniach i na  ostatnim koncercie promującym Origins można było nawet usłyszeć kawałki z EPki, która została nagrana w 2013 roku. Na korzeniach się nie zatrzymują i rosną dalej, tworząc coś nowego, co jeszcze nie raz z pewnością zaskoczy słuchaczy. Takie właśnie jest Origins, coś starego, coś pośredniego, ale nowości też nie zabraknie.

Marta Mierzwiak