Dla każdego, kto nie zna tego tyskiego zespołu John Mineton: jest to przede wszystkim połączenie transowego pulsu, elektryzującej perkusji, dynamicznej zmiany tempa, a wszystko to dopełnia barwa, która przypomina tą na obrazach Salvadora Dali.

Jest ich pięcioro, każdy z inną interesującą historią. Zastanawia mnie, jak to się stało, że są tym, kim są i razem robią to, co robią. Ich muzyka swoim brzmieniem układa ciało na poduszkach i wprowadza go w trans. Hipnotyzuje i zaczyna bujać każdym możliwym nerwem, aż w końcu nie wiadomo już, co się naprawdę dzieje. W tle jedynie słychać ich nieustające brzmienie.

Piszę tutaj o płycie pt. Rower, która w ten właśnie sposób na mnie zadziałała. Pierwszy utwór – Emigrant (2002) zaczął się spokojnie, kompletnie nie zapowiadając tego, co miało nadejść wraz z kolejnymi kawałkami. Niedziela bez ostrzeżenia zmienił tonację i zaczął bujać mną na wszystkie strony. Pierwsza myśli to troszkę rytmy ska, ale nie da się tego idealnie, jednoznacznie określić. Wychodząc z założenia, że niedziela to w gruncie rzeczy dziwny dzień zwiastujący nadchodzący poniedziałek, dostajemy od tej kapeli dźwięki, które motywują nas do maksymalnego wykorzystania ostatniego dnia weekendu – pobawmy się!
Tytułowy numer, czyli Rower utrzymuje tą swoistą energię, która na koncertach na pewno nie jednego pobudziła do życia. Jeżeli na tej płycie, wszystkie kawałki poza kończącym – Galatasaraya, opowiadają prawdziwe historie, to na pewno ciekawym pomysłem było stworzyć tekst o tym, że ktoś ukradł rower. A skoro już wspomniałam o utworze końcowym, według mnie jest to prawdziwa perełka na całej tej płycie. Idealnie oddaje klimat transu, w jaki jesteśmy wprawiani wraz z kolejnymi odsłuchiwanymi kawałkami – zwyczajnie można odpłynąć.

Gdybym mogła, rozpisałabym się na temat każdego utworu z osobna, choćby pod względem niebanalnych tekstów, które opowiadają różne historie. Co lepsze, jak sami to określają, ich wokalista Palka Tomasz Cynamoneus nie ma praktycznie żadnego doświadczenia muzycznego, ale ma to coś. Według mnie, tego czegoś posiada co nie miara. Jego głos idealnie współpracuje z perkusją (Arek Niemiec Halny), basem (Piotrek Gawęda Mały), elektroniką (Sławek Gayer Gajowy) i gitarą (Andrzej Loska Andrzewo). Gdyby jednak rozdzielić ich wszystkich i przesłuchać każdego po kolei, można by odczuć, że każdy z instrumentów opowiada nam swoją własną autorską historię.

W całej płycie podoba mi się to, że nie mamy do czynienia z jako takimi osobnymi utworami. Jeżeli słuchamy tej płyty od początku do końca w dokładnej kolejności, słyszymy płynne przejścia, które nie są poprzedzone minutą ciszy (która swoją drogą brzmi grobowo). Nie miałam dużej styczności z takimi zabiegami, ale za każdym razem, kiedy trafiałam na płytę stworzoną „od a do z” perfekcyjnie, wiedziałam, że będę mogła słuchać jej godzinami, choćby z tego względu, że nie zauważyłabym ani początku ani końca.

Nie będę nikomu rozpisywać się na temat czegoś, co trzeba ogarnąć samemu – przeżyć, dać się omamić tym dźwiękom. Szukajcie płyty Rower bo naprawdę warto. Chwila wytchnienia z John Mineton i można żyć dalej.

 

Dominika Łacna