Widza o społeczeństwie to ósmy krążek Lao Che, który nijak ma się do któregokolwiek ze wcześniejszych. Zapraszam do zapoznania się z moją subiektywną oceną, a później do przesłuchania i wyrobienia własnego zdania!

Podczas przeszukiwania sklepów muzycznych są dwie rzeczy, które zwracają naszą uwagę – zespół i okładka płyty. Lao Che raczej nie trzeba przedstawiać opolskiej publiczności; często grają dla studentów – np. na zeszłorocznych Piastonaliach czy rok wcześniej (charytatywnie) dla Szczebla. Wydawnictwo w dwóch kontrastowych kolorach szybko przyciąga wzrok, jednak to sam wzór intryguje najbardziej – szybko można zacząć się zastanawiać, które skojarzenie jest trafniejsze – drut kolczasty, czy dłonie ułożone w znak Victorii.

Rzecz zaskakująca – mało wyeksponowaną jest sam tytuł Wiedza o Społeczeństwie. Moje pierwsze skojarzenie z WoSem to ławka szkolna i prasówka; nie jest to aż tak mylne – w czasie odsłuchu płyty można stracić wątek, o ile nie jest ustawiona maksymalna głośność i nie skupiacie się wyłącznie na muzyce. Zanim na dobre zaczęłam pisać ten tekst miałam kilka trudnych podejść do tego materiału, nawet mimo tego, że singiel Nie raj trafił w mój gust.

Teraz już chyba możemy przejść do sedna; włączając płytę wita nas dokładnie minutowa część elektroniczno-instrumentalna. Niestety kolejność przymiotników nie jest przypadkowa i jest to estetyka całej płyty. Po wstępie wykonanym przez Mariusza Denata Denstego na syntezatorach z domieszką perkusji Michała Dimona Jatrzębskiego oraz gitary Huberta Spiętego Dobaczewskiego, możemy przejść do mojej ulubionej części  twórczości grupy Lao Che – wokalu Spiętego, a co się z tym wiążę – jego tekstów. Najpierw jednak różnorodność, która na nas czeka w kolejnych piosenkach (lekko konfundująca ze wcześniejszą opinią o mdłości tego krążka); grupa przygotowała mieszankę styli: lata 80′ w Kapitanie Polska, Sen a’la tren z nalotami reggae, a w Baśni tysiąca i jednej nocki wyraźnie usłyszymy bliski wschód. To wszystko jednak  gwarantuje jedynie chwilowe skupienie uwagi, niczym mocniejszy akcent nauczyciela zaznaczającego ciekawostkę, po którym znowu zapadamy w drzemkę.

Długie wejścia (które zauważyłam na samym początku) są domeną tej płyty, choć trzeba przyznać, że możemy spotkać wyjątki, gdzie wokal pojawia się już po 15 sekundach. Nie jest nim jednak Nie raj – aż 1:20 wsłuchujemy się jedynie w instrumental oraz wachlarz wokaliz; mimo to, nie dziwiłam się, że to właśnie ten utwór dostał rolę singla promocyjnego – przyjemny, energetyczny, a tekst wskazuje wysoki poziom autora. Po przesłuchaniu całej płyty jednak zmieniłam zdanie: oddałabym tą rolę piosence Liczba mnoga. Intro trwa zaledwie 50 sekund, dodatkowym atutem dla mnie jest całkiem prosty rytm z kilkoma ozdobnikami, dzięki czemu wokal jest bardziej wyraźny i wdzięcznie uwydatniony.

A teraz to, co w Lao Che jest niezmienne: teksty Spiętego i jego głos. Ten duet jak zwykle zmusza mnie do kolejnego przesłuchania płyty – by tylko na nim się skupić. Gdy odsuniemy się od warstwy muzycznej, mamy szansę wyłapać perfekcyjną zabawę prostym słowem: nawiązanie do ustroju w Kapitanie Polska jest urzekające, nie można też zignorować Polak, Rusek i Niemiec, które w pierwszym prostym skojarzeniu przywodzą na myśl tysiąc nieśmiesznych żartów, a tu proszę: nieśmieszna piosenka o podziałach świata. United Colors Of Armagedon nawiązująca do barw narodowych, ale też nietolerancji na tle rasowym, pokrętnie zahaczając o aktualny, europejski problem uchodźców. Wszystko to wybrzmiewa jeszcze dobitniej, gdy jest melodyjnie wyśpiewane, deklamowane czy nawet odpowiednio mamrotane pod nosem.

Polecam zaopatrzyć się w ten krążek tylko ze względu na teksty Spiętego oraz szatę graficzną, która będzie ozdobą Waszej półki. A jeśli jesteście miłośnikami lat 80. to nazwiecie mnie ignorantką, a mój tekst puśćcie w niepamięć.

 

Julia Kędziora