„Krystyno, nigdy nie będę Twoją synową”

~”Krystyno”~

Myśląc „Mikromusic”, pewnie większość z Was nuci sobie Daj chłopaka…, a przed oczyma ma kolorowe stroje dam czekające w kolejce. Owszem, z tego utworu zespół zasłynął, lecz to, co tym razem dla nas przygotowali to coś innego, świeżego, a przede wszystkim GŁĘBOKIEGO. Twórczość zespołu Mikromusic, pochodzącego z Wrocławia,  nie powinna być obojętna dla ucha szanującego się fana polskiej muzyki i tekstów.  Każda ich płyta daje pełne, niedosłowne teksty, będące prezentem oraz wielką przyjemnością dla słuchacza. To tak, jakby zespół podkładał swoim fanom pod usta co jakiś czas wysublimowane danie, a w ręce wciskał widelec i nóż, patrząc jak z zachwytem delektują się każdym kęsem.

Zaprosili nas, więc nikt z nas nie może odmówić! Ja na pewno skosztuje ich dań z ich ostatniej płyty pt.: Matka i Żony!

Kolejny krążek wydany w 2015 r., to uczta z wielorakością smaków i brzmień pełnych głębi. Syntetyki, którymi częstuje nas klawiszowiec Robert Jarmużek są tak charakterystyczne, że nie można ich nie wielbić. Zdaje nam się, że są nieodłączną częścią ogromnej muzycznej całości. Faktem jest, że są wiodące na tej płycie, ale nie brak zarazem delikatnego dźwięku klasycznego pianina. Natalia Grosiak jak zwykle pokazuje nam wysoką skalę swoich umiejętności wokalnych. Każdy, kto choć raz słyszał piosenki Mikromusic mówi, że jej głos jest wpisany w charakter zespołu jak wokal Artura Rojka w Myslovitz – po prostu nie można wyobrazić sobie kogoś innego za mikrofonem. Mam wrażenie, że z płyty na płytę ta kobieta potrafi wyciągnąć coraz to wyższe dźwięki. Perkusja to nie tylko tło. Łukasz Sobolak prowadzi nas pięknym rytmem, by potem skusić na więcej. Robert Szydło panuje nad basem – panuje, bo idealnie kształtuje nasze czucie każdego utworu. Bas często zaczyna utwory, co dla mnie osobiście jest wielkim plusem – mam w sobie głęboko ukrytą miłość do tych gitar. Trąbka – jak dobrze, że znalazła się w składzie zespołu! Ten szlachetny instrument potrafi dobitnie podkreślić wielkość muzyki. Adam Lepka sprawnie pląsa po pięciolinii, wprawiając niejednego melomana w zachwyt. Gitara tworzy dużo dobrych riffów, lecz została w tle, nie żywiąc żadnych pretensji. Nie umniejsza to jednak jej funkcji melodyjności i tworzenia szkieletów piosenek.

Matka i żony to (powtórzę się) głównie głębokie teksty, które nie są podane nam na złotej tacy. Słowa, które kieruje do nas Natalia zmuszają do przemyśleń, dają nam pole do własnej interpretacji. Uwielbiam tę niebanalność polskich tekstów! Słowa niby proste, opatrzone miękką muzyką poruszają nasze szare komórki tak, że aż wariują. Słuchając tej płyty ma się wrażenie, że jej zawstydza nas pod każdym względem. Ostatnie wydawnictwo zespołu jest jak godzina babcinych opowieści – pełna mądrości życiowych i realizmu tak bliskiemu każdemu z nas. Większość utworów została wykorzystana w filmie Chemia z Agnieszką Żulewską i Bartoszem Schuchardtem. Film opisywał historię młodej kobiety, u której wykryto guza piersi, lecz jej chęć do życia była większa niż świadomość śmierci. Piosenki te były tak dobrze dobrane do filmu pod względem przekazu, że śmiem twierdzić, iż już dawno nie słyszałam takiej prawdy ujętej w muzyce. Melancholia płynąca z tekstów daje nam jednak jakiś rodzaj ukojenia i pewności, że jeszcze nie jest tak źle, że jeszcze trzeba walczyć, niezależnie w jakiej sytuacji człowiek się znajduje.

Moje przemyślenia na temat tej płyty są nieskończone, dlatego może po prostu odeślę Was, drodzy czytelnicy, do Spotify, YouTube czy innych platform muzycznych, abyście dali się oczarować tym dźwiękom. Abyście czerpali ile się da z dobrodziejstw zespołu Mikromusic.

Zasiądźmy do uczty!

 

Marzena Rakowska