Jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiej sceny muzycznej odwiedziła nasze miasto. Malik Montana – bo o nim mowa – wystąpił 24. lutego w opolskim klubie Metro.

Przed występem gwiazdy, scenę przejęło trzech chłopaków: B3RBI, Asceta oraz INOS. Pomimo tego, że nie zgromadzili zbyt dużej publiki, to jak na początkujących – ich występ był naprawdę dobry. Rozpierała ich niesamowita energia; od pierwszego do ostatniego kawałka skakali, machali rękami i angażowali innych do wspólnej zabawy. Zorganizowali także konkurs na głośniejsze śpiewanie, gdzie do wygrania były koszulki, a podczas koncertu rozdawali swoje płyty. Przedstawili oni piosenki ze swojego debiutanckiego albumu ROAD2K2.

Równo o 21.30 na scenę wkroczył Malik. Po przywitaniu się z publicznością zagrał Siatki z zakupami, a następnie 1-szy nos. Raper nie tracił czasu na gadanie i przechodził płynnie od jednej piosenki do kolejnej, jednak przed kawałkiem Who you mam opowiedział, że nie warto przejmować się opinią innych i należy być sobą. Montana wielokrotnie oskarżany był o demoralizację młodzieży, wyjaśnił jednak, że stara się „nauczyć ich życia jak najwcześniej”. Muzyk w pewnym momencie podzielił fanów na dwie grupy i razem wykonali oni piosenkę Lassie wróć – nie musiał ich namawiać do wspólnej zabawy, gdyż każdy z kawałków artysty zaśpiewany był przez publikę „od deski do deski”. Przedstawił także swoje największe hity, takie jak np.: Naaajak, Big Poppa czy Pelikan, a także Jojo, który wykonał również w wersji akustycznej. Po 30 min zakończył koncert i zszedł ze sceny.

Pół godziny koncertu to moim zdaniem zdecydowanie za mało, jeśli w tym samym dniu bilety kosztowały aż 40 zł. Możliwe, że było to spowodowane występem w innym mieście, na który artysta musiał jechać zaraz po zakończeniu pierwszego, jednak nie sądzę, aby to usprawiedliwienie satysfakcjonowało publiczność. Pomimo tej wpadki można było zauważyć, że fani nie są Montanie obojętni, gdyż podczas samego koncertu wielokrotnie podawał im ręce i nie przeszkadzało mu również to, że wchodzili na scenę, by być jak najbliżej niego (co zdecydowanie naruszało jego przestrzeń osobistą). Po zakończeniu stanął na chwilę obok sceny, aby zrobić sobie kilka zdjęć z fanami, co było miłe z jego strony biorąc pod uwagę fakt, że się spieszył.

Przez cały koncert uśmiech nie znikał Malikowi z twarzy, co oznacza, że opolska publika prawdopodobnie sprostała jego oczekiwaniom. Miejmy nadzieję, że następnym razem zostanie u nas na trochę dłużej.

 

Klaudia Nabiałkowska