Sobotni deszczowy wieczór zdawał się nastrajać mieszkańców Opola do melancholijnej zadumy w zaciszu domowym. Na szczęście Narodowe Centrum Polskiej Piosenki po raz kolejny zaoferowało nam alternatywę w postaci łączenia się z kulturą. O mocne uderzenie, które wyrwało mieszkańców z zamyślenia i zapewniło im dreszcze zadbali, nie kto inni tylko zespół Zepelinians.

Już sama nazwa zespołu wskazuje na jego wyjątkowość. Tribute Band Led Zeppelin wystartował dla nas chwilę po godzinie 20, pokazując dosłownie i w przenośni czym jest Rock and Roll. Na początku chciałabym tutaj wyróżnić Maksa Kwapienia. Jego żywiołowe zachowanie sceniczne porwało publiczność. Widać, że czuł się na scenie jak ryba w wodzie, a w duszy króluje mu rock. Swoim wyjątkowym głosem chwytał za serce, nie pozwalając nam za długo zostać w zamyśleniu. Zafundował publiczności nie tylko smaczki wokalne, jakby żywcem zabrane Robertowi Plantowi, ale też czuło się całym sercem jego oryginalny styl.

Trudny orzech do zgryzienia przypadł Piotrowi Augustynowiczowi,w końcu dobrze wiadomo, że charakterystyczne brzmienie gitary Jimmiego Page’a to absolutny trzon i znak firmowy oryginalnych Zeppelinów. Zastępstwo było jednak doskonałe. Publiczność w osłupieniu i z zachwytem przysłuchiwała się każdej solówce. Najbardziej intrygującym momentem okazało się użycie smyczka przy okazji solowej prezentacji gitarzysty, w utworze Dazed and Confused, dało to audytorium dodatkowe poczucie kunsztu pierwotnych Led Zeppelin. Zabieg ten pozwolił wydobyć niesamowite brzmienia i dodatkowo ubarwił całość koncertu.

Idealne połączenie klawiszy i basu w wykonaniu Michała Mantaja i Tomasza Nowika w części instrumentalnej rozgrzewała serca, dając nam poczucie mistycznej aury unoszącej się w powietrzu. Budowała niepowtarzalny klimat, będąc niejako klamrą domykającą całość prezentowanych utworów. Oczywiście, jak zawsze, fantastyczną robotę wykonał dźwiękowiec. Wszystko było doskonale słyszalne z każdego miejsca sali. Oświetlenie przy każdej piosence budowało odpowiedni nastrój i było idealnym uzupełnieniem show jak również efekty specjalne w postaci dymu.

Po każdym wykonywanym numerze publiczność klaskała ponad minutę ale stanowczo trzeba zwrócić uwagę na osobę, która według mnie otrzymała najsilniejszy aplauz. Perkusista Igor Augustynowicz wprowadził publiczność w stan osłupienia, a następnie całkowitej euforii. Jego pięciominutowe solo perkusyjne, przy okazji utworu Moby Dick, było pokazem potężnych umiejętności. Ludzie masowo wyciągnęli telefony w celu nagrania tego pokazu, inni w tym ja stali zafascynowani z wypiekami na twarzy. Pokusić się można śmiało o stwierdzenie, że była to jedna z najlepszych części tego koncertu.

Warto odnotować fakt, że przez całe 2 godziny tego spektaklu muzycznego, między muzykami panowała niesamowita chemia. W trakcie kawałków, dało się zauważyć ich kontakt wzrokowy, czasem nawet rozmawiali ze sobą. Szczyt tego połączenia był widoczny w trakcie improwizacji instrumentalnych, kiedy porozumiewali się między sobą wyłącznie za pomocą wzroku.

Chociaż publiczność dawała dużo ciepła i wsparcia muzykom, niestety nie wszystkim znana jest kultura osobista i szacunek do artystów. Wokalista Maks był zmuszony zwrócić uwagę publiczności, aby nie nawoływała bez ustanku o utwory, które zespół ma w planie zaprezentować, zakłócając tym samym zapowiedziane solo klawiszowe Michała Mantaja. Bezpośrednio po tym wydarzeniu, artyści zagrali jeden z największych hitów Zeppelinów, na który czekali niemal wszyscy, czyli Kashmir.

Kolejną niespodzianką jaką miał nam do zaoferowania zespół było znaczne przedłużenie koncertu do około dwóch godzin. W trakcie bisów doczekaliśmy się jeszcze najsmaczniejszych kawałków zeppelinów łącznie z utworami Stairway To Heaven i Whole Lotta Love, który chyba najbardziej zawładnął publicznością. Band poradził sobie ze swoim zadaniem doskonale, nawet pomimo problemów technicznych udało się zagrać jeszcze jeden numer. Michał przez znaczną część koncertu się nie słyszał, a Piotr przed ostatnim kawałkiem musiał wymienić kabel łączący jego les paula z pedalboardem.

Na zakończenie usłyszeliśmy kilka ciepłych słów od muzyków i przesłanie jakim starają się kierować w trakcie swoich występów. Artyści po skończonym występie wyszli do swoich fanów, żeby z nimi porozmawiać. Każdy kto liczył na fotkę czy uścisk dłoni nie został zawiedziony.

Dominika Pawelec

Fot.: Filip Cierpisz