Polski rynek muzyczny stale ewoluuje, na to nie można narzekać. Stwierdzam jednak, że brakuje nam zespołów o mocnym rockowym brzemieniu, który zostałby uzupełniony damską chrypą tak, by całość żyła w symbiozie. Sprawdziłam, czy gdański zespół The Moon wpisałby się we wspomnianą przeze mnie kategorie.

Na tapecie była debiutancka płyta zespołu zatytułowana „Nów”. Termin Nów oznacza jedną z faz księżyca w której jest on oświetlony przez Słońce w taki sposób, że z Ziemi widać wyłącznie jego zacienioną część. Po przesłuchaniu krążka widzę wyraźną aluzję. Jeśli ktoś myśli, że muzyka z płyty jest idealna do romantycznych spacerów przy świetle księżyca, to się myli (choć preferencje bywają różne). Płyta „Nów” przepełniona jest ambitnym, rockowym brzmieniem – nie sposób jest ustać w miejscu.  Całą tą „fazę” rozpoczyna utwór Ślady. Bardzo obiecujący początek, która sprawia, że chce się słuchać dalej. Piosenka zaczyna się niepozornie, ale mocniejsza gitara w refrenie dodaje pikanterii i do tego damski wokal dojrzałej wokalistki – Anny Klein jest ucztą dla uszu słuchacza.

Strona instrumentalna jest dopieszczona co do joty. Od razu zwraca się uwagę na dźwięk absolutnie fenomenalnej perkusji a to za sprawą Dominika Kołodziejczaka zwanego „Otwieraczem”. Dźwięki gitar równie są doszlifowane na połysk, przez co wokal schodzi na dalszy plan. Nie da się ukryć, że muzycy są pełni wrażliwości muzycznej i chcą wprowadzić swój bunt. Mimo iż to dopiero pierwsza płyta zespołu, która ponadto jest pełna świetnych kompozycji, to trafiają się utwory słabsze. Używając tego słowa nie mam na myśl samych negatywnych epitetów, ale raczej fakt, że mój stosunek do nich jest ambiwalentny. Przykłady to Obojętność i Pani domu. Chciałabym opowiedzieć o tym drugim. Gdy uważnie wsłuchiwałam się w tekst, pierwsza moja myśl „O, jak Przybysz i jej „Nie będę Twoją laleczką””. I faktycznie, tematyka jest bardzo podobna. Jednak przy tego typu utworach słowa mają mocniejszy przekaz  i przykuwają uwagę bardziej niż dźwięk. Teksty „niezły bajzel w chacie mam”, „kilowa pani domu” nie przyciągają. Został poruszony ważny temat, jednak przekazany (w moim odczuciu) w sposób nieodpowiedni i zaśpiewany jakby wymuszająco. Możliwe, że znajdą się osoby, do których trafi humorystyczny wydźwięk tego kawałka. Jak dla mnie, najjaśniejszymi punktami na płycie są Ślady i Kolej rzeczy. Jak prolog i epilog („ślady” rozpoczynają a „kolej rzeczy” kończy). Pierwszy utwór rozpoczyna się niepozornie, nadrabia w refrenie, o czym już  wspominałam. Ostatnia piosenka z płyty otrzymała miano mojej ulubionej. Dla mnie to wisienka na torcie. Początek  jest spokojny, w tych momentach najlepiej można się skupić na charyzmatycznym głosie Endzi. Całość nabiera rozmachu w końcowych partiach. „Pido” Pertkiewicz i Mariusz Jasiński zgotowali gitarowy performance. Idealny wybór na zakończenie.

Przypomnę, że „Nów” jest debiutem. Przy dwunastu kompozycjach wkradły się zaledwie dwie słabsze pozycje – to sukces. Zespół zachował swój unikatowy styl, śpiewają w języku polskim, brzmią niezwykle dojrzale, trzeba przyznać, że mało takich zespołów na polskim rynku muzycznym. Takie płyty cieszą. Zaintrygowali mnie. Polecam odsłuchać „Nów”, każdy fan mocniejszego brzmienia znajdzie coś dla siebie. Ja tymczasem czekam na kolejne krążki, ciekawi mnie jak wykreują siebie.

 

Marcelina Chrobot