Opole było kolejnym przystankiem trasy „Złoto” Krzysztofa Zalewskiego. To właśnie za sprawą tego Pana, sobotni wieczór miał charakter iście złoty (nazwa do czegoś zobowiązuje).

Bywają takie koncerty, na które po wypłynięciu informacji, biletów można szukać jak wody na pustyni – kto pierwszy ten lepszy. Tak było i tym razem, uwierzcie (szczęściarze, którym udało się być, wiedzą).

Zaraz po wygraniu jednego z talent show wiele lat temu, słuch po nim zaginął. Jak sam niedawno powiedział, przez tą ciszę „uczył się zawodu”. Uwaga! Grywał z zespołem Hey. Po latach nadszedł czas na powrót w wielkim stylu. Właściwie, czy powrót to odpowiednie określenie? Niezupełnie, to bardziej „coś” w rodzaju debiut-bisu. Był to bardzo udany start, a płyta Zelig zapewniła Zalewskiemu popularność w zamkniętym kręgu muzyki alternatywnej; teraz pnie się coraz wyżej i wyżej. Oprócz tego, że aktywnie prowadzi własne trasy koncertowe, pojawił się na Opener Festival i kilkakrotnie w trasach Męskiego Grania.

W listopadzie 2016 roku ukazała się kolejna płyta solowa, za sprawką której mogliśmy spotkać się z Zalewskim w sali kameralnej NCPP. Oczywiście mowa o płycie pt. Złoto. Jest to krążek, który nosi ze sobą wielki przekaz; teksty piosenek dają nam wgląd do życia i osobistych poglądów wokalisty, a za przykłady możemy podać Miłość miłość, Polsko czy chociażby Podróżnik.

W sobotni wieczór nikt się nie rozczulał. Jeśli ktoś szuka osi, wokół której obraca się życie Zalefa, znajdzie ją właśnie na koncertach. Występ zaczął się niemalże punktualnie, a sala kameralna pękała w szwach. Rozpoczęło się spokojnie i „tradycyjnie”: wyszedł Zalewski, chwycił za swoją gitarę, poszedł pierwszy akord i wszystko w porządku…do trzeciego utworu. Widocznie śpiew i jeden instrument nie zadowalały go w pełni. Oprócz gitary, zaprezentował nam swoją grę na klawiszach, dzwonkach a nawet na perkusji. Koledzy z zespołu muszą chwalić sobie takie fajranty w czasie pracy.

Dobór repertuaru pozytywnie zaskoczył chyba niejednego uczestnika koncertu, bo oprócz piosenek z płyty Złoto, usłyszeliśmy perły pochodzące z początków drogi artysty, m.in. Zboża, Ósemko i wreszcie Jaśniej. Przy tej ostatniej artysta uznał, że bliski kontakt wzrokowy i cielesny jest ultra istotny w relacji i dlatego – na bisie – porzucił kolegów na scenie i udał się do tłumu fanów.

Czas się zatrzymał na dwie godziny, po takim doznaniu, stanie w kilkumetrowej kolejce do szatni nie wydaje się być tak katastrofalne. Dodatkowo z każdej strony dało się usłyszeć zgodne wyrazy zadowolenia: „to było dobre”, „świetny ma głos”, „będę następnym razem”.

 

 

Marcelina Chrobot
fot. własne