Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Wróć. Kadra Paulo Sousy w sobotę zmieniła kolejność.

Zaległe Mistrzostwa Europy 2020 w piłce nożnej rozpoczęły się 11 czerwca. Choć można powiedzieć, że dla Polski zaczęły się w sobotni wieczór 19 czerwca. Po przegranym pierwszym meczu ze Słowacją (1:2) nastroje uległy pogorszeniu. Przed występem w drugim meczu większość z góry skazywała reprezentację Polski na przegraną, tym bardziej że mieli się mierzyć z rozjuszoną reprezentacją Hiszpanii, która zremisowała w meczu otwarcia ze Szwecją.

Polacy wbrew przypuszczeniu wyszli do gry dwoma napastnikami. Karol Świderski miał wspomagać Roberta Lewandowskiego, który przeciwko Słowacji był aż nadto osamotniony z przodu. Było to odważne posunięcie Paulo Sousy, gdyż wcześniej obaj piłkarze zagrali ze sobą pięć końcowych minut przeciwko Słowacji. Już pierwsze sekundy dostarczyły nam emocji. W 86. sekundzie meczu, gdy Polacy wymienili piłkę pod polem karnym, a w „szesnastce” po starciu z Alvaro Moratą padł Piotr Zieliński, wydawało się, że Daniele Orsato mógł się pokusić o „wapno”, ale nie przerwał gry.

Niedługo później Mateusz Klich zdecydował się na strzał na bramkę i uderzył tuż nad poprzeczką. Pierwsze minuty to przede wszystkim ofiarna gra Polaków w obronie. W 25. minucie nieatakowany przez nikogo Gerard Moreno cofnął się z piłką pod linię pola karnego i podał piłkę do Alvaro Morata, który zamienił go na gola. Jednak byliśmy spokojni, gdyż sędzia odgwizdał spalonego. Po chwili Estadio La Cartuja zawrzało od hiszpańskich okrzyków. Po konsultacji z systemem VAR gol został uznany. Niebawem to polscy kibice mogli podnieść się w geście radości. Lewandowski dostał podanie na prawą stronę pola karnego i dośrodkował w pole bramkowe. Tam znalazł się Karol Świderski, który zdecydował się na strzał nogą i posłał piłkę wysoko nad bramką. Gdyby uderzał piłkę głową, miałby większe szanse na powodzenie.

Na drugą połowę wyszliśmy zmotywowani i pełni nadziei. Po niespełna 10 minutach Jakub Moder odważnie uwolnił się spod opieki Pedriego i Moraty, zagrał do Klicha, ten zaś odegrał na skrzydło do Jóźwiaka i wtedy polski wahadłowy mógł dośrodkować na głowę swojego kapitana, a piłka trafiła między słupki. Wynik meczu mógł ulec zmianie, gdy w  polu karnym Moder stanął na stopie Moreno, a sędzia po konsultacji z VAR-em wskazał na jedenasty metr. Na szczęście faulowany zawodnik trafił w słupek.

Z kolei na nieszczęście w drugiej połowie posypały się żółte kartki dla czwórki naszych reprezentantów. O wyjątkowości tego spotkania świadczy też fakt, iż na murawie pojawił się najmłodszy w historii finałów Mistrzostw Europy zawodnik, Kacper Kozłowski w wieku 17 lat i 246 dni.

Zakończyliśmy remisem i pewnie większości z nas przypomniał się ten z Wembley’73. Zatrzymanie faworyta w mistrzowskiej imprezie, i to na jego ziemi, ma wyjątkowy smak. Do 1/8 finału awansują wszyscy zwycięzcy grup, drużyny z drugich miejsc, a także cztery najlepsze reprezentacje, które zajęły trzecie miejsca. W tym przypadku zadecyduje oczywiście bilans punktowy, w dalszej kolejności bramkowy. Aby w ostatecznym rozrachunku ten remis coś nam dał, trzeba pokonać w środę przeciwnika. I cóż, że ze Szwecją…

Magdalena Wróblewska

fot. PAP