We wrześniu Miejska Biblioteka w Opolu rozpoczęła projekt o nazwie Przez komiks do literatury, dotyczy on kultury japońskiej – ze szczególnym uwzględnieniem anime i mang. W zeszłą sobotę wypadło na kaligrafię z Kraju Kwitnącej Wiśni. Była mowa o kanji, depresji i książkach za trzy grosze.
Przedostatnia sobota września nie zachęcała do aktywności na świeżym powietrzu. Na szczęście człowiek potrafi wyżyć się w inny sposób. Na przykład przez rozcieranie tuszu w kamieniu pisarskim wypełnionym wodą lub przez malowanie znaków składających się z 29 kresek. Albowiem m .in. na tym polegała druga, czyli praktyczna część warsztatów z japońskiej kaligrafii. Ale wróćmy do początku.
Zajęcia były prowadzone przez Bartosza Jankosia ze szkoły językowej Wasshoi. Pierwsza część wydarzenia upłynęła na wysłuchaniu treściwego i interesującego wykładu o historii japońskiego pisma i czytelnictwa w Japonii. Można było się dowiedzieć, że pierwsze znane zapiski w języku japońskim pojawiły się na mieczu z V wieku znalezionym w grobowcu o nazwie Inariyama. Prowadzący przeprowadził też słuchaczy przez ewolucję, jaka zaszła w japońskim alfabecie. Zaczęło się od zapożyczenia go z Chin. A potem działo się wiele, np. powstała specjalna wersja alfabetu dla dźwięków, które występują poza Krajem Kwitnącej Wiśni. Pojawił się temat dobrego stanu czytelnictwa w Japonii oraz dużej ilości antykwariatów. Te ostatnie pełnią ważną rolę w tamtejszym rynku księgarskim. Ma to związek z niewielką powierzchnią domów, w których mieszkają Japończycy, co nie sprzyja gromadzeniu stosów literatury. Dlatego po zakończonym czytaniu częstą praktyką jest cykliczna sprzedaż i kupno używanych książek. To na tyle powszechne zjawisko, że nie jest problemem znalezienie książki za jednego jena (japońską walutę), co w przeliczeniu na polską walutę daje nam… trzy grosze.
Podczas prezentacji uczestnicy otrzymali zadanie polegające na przygotowaniu tuszu, który miał być używany do malowania japońskich znaków, czyli kanji. Cały proces odbywał się w wypełnionych wodą specjalnych naczyniach zwanych kamieniami pisarskimi.
.
Na tym polegała druga część spotkania?
Na początku prowadzący chciał, żeby uczestnicy odgadli znaczenie kilku kanji – z czym poradzili sobie nadzwyczaj dobrze. W końcu nadszedł czas na kaligrafię. Pan Bartosz pokazał jak należy trzymać pędzel i jakich zasad się trzymać podczas pisania. Ważne było aby trzymać narzędzie między kciukiem, palcem wskazującym i środkowym. Natomiast podstawowa zasada pisania po japońsku polegała na tym, żeby nie malować znaków jednym pociągnięciem pędzla, nawet jeśli fizycznie jest taka możliwość. Czyli każdą kreskę należy rysować osobno. Dodatkowo znaki składają się z różnych kresek, a każdą z nich należy malować w określony sposób. Na szczęście prowadzący z chęcią udzielił koniecznych instrukcji i przypominał je, jeśli uczestnika zawiodła pamięć krótkotrwała.
Ostatecznym zadaniem okazała się depresja, albo żeby być dokładnym kanji o brzmieniu kaną, które można przełożyć na polski jako przygnębienie, ponury, depresja. Składa się z aż 29 kresek i jest obiektem żartu wśród osób uczących się japońskiego. Albowiem według ich słów można nabawić się depresji podczas pierwszych prób prawidłowego zapisywania słowa depresja. Ten dowcip przyjął się także wśród uczestników warsztatów. Jeszcze nigdy nie słyszałem, by ludzie z radością oznajmiali, że mają depresję – na szczęście tylko na kartce papieru. Po skończonych warsztatach uczestnicy wychodzili z uśmiechami na twarzach, co było dowodem na to, że mogli zaliczyć zajęcia do udanych.
Na zakończenie spotkania udało się zapytać prowadzącego o drobną wskazówkę, jak zacząć się uczyć języka japońskiego:
Ponadto opowiedział co oznacza nazwa szkoły językowej, którą prowadzi:
Dariusz Kucharek
Fot.: Mediateka MBP w Opolu