Rockowa klasyka melodyjnie przywrócona do życia. Jedno zdanie idealnie opisujące cały krążek RESPEKT kapeli Korpus – legendy polskiego rocka lat 80.

Od pierwszych brzmień wydobywających się z głośników po umieszczeniu krążka w stacji wiadomo z czym mamy do czynienia – melodyjnie, ciężko, gitarowe riffy i agresywny wokal. Jako urodzony w haniebnym okresie końca XX wieku (hołdującemu rytmom disco polo), wdzięczny jestem za dostęp do materiałów z koncertów rockowych lat 80’, a powroty kapel ze „złotej, rockowej epoki” na scenę osobiście sprawiają mi ogromną frajdę i dają niesamowitą satysfakcję. Ale może zacznę od początku.

Dla nieuświadomionych kapela KORPUS w latach 80. znajdowała się w elicie polskich rock bandów. Zdobywali laury gdzie tylko się dało, od I miejsca w swojej kategorii muzycznej na osławionym już i legendarnym Jarocinie 83’, przez Open Rock, Rock na Wyspie aż po Rock Galicję. Wielu wróżyło karierę, sławę i świetlaną przyszłość. Życie – jak to zwykle ma w zwyczaju – nieco te plany zweryfikowało: KORPUS zawiesza działalność w 1990 roku i słuch po nich ginie aż do 2013r. Pojawiają się głosy ogłaszające wielki powrót, koncerty i „Bal żebraków”, który był zdecydowanym wejściem zespołu na współczesną scenę muzyczną. Rok 2017 przynosi nam krążek zatytułowany RESPEKT.

Pomimo mojej przymusowej nieobecności w latach 80. mogę wnioskować (korzystając z dostępnych materiałów i opowieści „tych, co widzieli”), że okres ten brzmiał dokładnie tak, jak płyta, którą właśnie słucham i staram się opisywać. Wokalista Janusz Stasiak będący również autorem tekstów zadbał o to, by w żołnierskich słowach, zaledwie w dziesięciu utworach zawrzeć wszystko to, co większość z nas dręczy każdego dnia. Jeśli ktoś szuka wyszukanych metafor, czwartego dna skrzętnie ukrytego za przysłowiami, niech da sobie spokój – wiadomo o co chodzi i chodzi o to bardzo!

Zdaję sobie sprawę, że część osób będzie się krzywić nad „odgrzewaniem i wspominaniem” zamierzchłych lat w melodyjnym, mocnym stylu, jednak warto wczuć się w klimat i jak najlepiej przyswoić słowa z którymi każdy znajdzie jakąś myśl wspólną (i przypuszczam, że nie jedną). Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że artyści (zwłaszcza klawiszowiec Włodzimierz Tyl) trwają w głębokiej fascynacji do starych partii Van Halen…

Zadziwiający jest przeskok z Poste Restante do Króla Żebraków – mamy wrażenie od klasycznego rocka teleportować się niemalże we wczesny punk, gdzie gitary szaleją w iście „brudnym” stylu, a wokal – pomijając warsztatowy kunszt i niemal chóralny styl – zdaje się za moment krzyknąć Punk’s not Dead!
Pisałem coś o przeskokach? Przygotujcie się na kolejną dawkę, gdyż ze starego garażu okupowanego przez punkową załogę przenosimy się na rockową salę balową, gdzie w rytmie utworu Esemes mamy okazję przytulić ukochaną i na chwilę odpłynąć. Co prawda – według mnie – utwór jest trochę za bardzo przesłodzony i … nienaturalny, obcy w stosunku do całej płyty. Nie jest to jedyna ballada na liście, towarzyszy jej jeszcze piosenka Tajemnice (w samym rytmie, wokalu i tempie jak najbardziej pasująca i idealnie komponująca się do całości krążka) oraz Nienasyceni (ta z kolei początkowo nieco zdaje się odbiegać od całości, w dalszej części jednak przyśpiesza i daje radę).

Podsumowując zdecydowanie polecam starym i młodym fanatykom rocka – starym, by mogli powrócić wspomnieniami do stylistyki złotego, polskiego rocka, a młodym, by mogli go poznać w nowej, nieco nowocześniejszej formie zawierającej jasny przekaz tekstowy.

 

Patryk Korzec