Maryla Rodowicz: Dzień dobry wszystkim. Witam słuchaczy.
MW: Już 17-ego listopada zagra Pani w Londynie w O2 Sheperds Bush Empire, ale to nie pierwszy raz w tym mieście, ponieważ oprócz koncertowych przygód bardzo Pani lubi przyjeżdżać na zakupy do Londynu, prawda?
MR: Uwielbiam Londyn. Mój pierwszy koncert w Londynie był właśnie w Sheperds Bush, pod koniec lat 90-tych. A zakupy najbardziej lubię robić w Selfridges, na Oxford Streets. To jest miejsce gdzie jest ogromny wybór. Na przykład butów jest całe piętro. Zawsze mi coś tam wpadnie w oko.
MW: Na pewno nie są to tanie rzeczy prawda?
MR: Ceny są bardzo różne. Są tanie buty i w średnich cenach, ale także ekskluzywne marki. Przede wszystkim jest w czym wybierać.
MW: Od premiery ostatniego albumu „Ach świecie” minął rok. Obecnie promowany jest kolejny singiel – „Las”. Przyznam szczerze, że to moja ulubiona piosenka z tej płyty.
MR: Bardzo wielu ludzi lubi najbardziej właśnie tę piosenkę. Ja również. To moja ukochana piosenka z „Ach świecie”. Jest tak piękna, klimatyczna. To brzmienie wiolonczeli. To jest taki jesienny utwór.
MW: Zdecydowanie o tej porze roku takich piosenek jak „Las” słucha się najlepiej. A to już jest już 24-ty studyjny album w Pani karierze…
MR: …30-ty któryś nawet (śmiech).
MW: Nawet 30-ty któryś biorąc pod uwagę wszystkie składanki z największymi przebojami. Czy do któregoś z tych albumów wraca Pani ze szczególnym sentymentem?
MR: Mam taką płytę, którą bardzo lubią też moi fani. „Złota Maryla”. Ta nazwa zresztą wzięła się stąd, że wpadłam na pewien pomysł. Chciałam, żeby płyta nie miała żadnych napisów tylko była cała w kolorze złotym z folii i żeby była na niej wyciśnięta próbka złota. Mój wydawca powiedział jednak, że pomysł jest bez sensu bo ludzie lubią wiedzieć co kupują. Została więc tylko nazwa. Swoją drogą właśnie w Sheperds Bush w Londynie poznałam realizatora dźwięku – Hugh Murphy. Hugh zrealizował „Złotą Marylę”. Przyjechał więc do Warszawy i spał u nas w domu przez 2 miesiące. Uroczy człowiek. To była połowa lat 90-tych.
MW: Wracając do ostatniego albumu „Ach Świecie”, większość utworów na ten album skomponował Witek Łukaszewski. Witek to Pani muzyczne odkrycie ostatnich miesięcy prawda?
MR: Tak. Witek to gitarzysta. Gra blues’a, gra flamenco. W dodatku jest poetą. Czyli 3 w 1.
Kiedy spotkaliśmy się i pokazał mi kilka utworów to zachwyciłam się. Powiedziałam mu, że trzeba to nagrać. Witek się bardzo ucieszył i powiedział: „nareszcie będę sławny” (śmiech). Sam mieszka gdzieś pod Poznaniem, na wsi i mówi na to miejsce „Zadupie”. Tam ma swoją chatkę, tam medytuje, gra na instrumentach i pisze poezje.
MW: Na „Ach Świecie” są też kompozycje Roberta Gawlińskiego, Romualda Lipki, jest gościnny udział Kayah, Kuby Badacha, Marcina Wyrostka. W książeczce dołączonej do płyty dziękowała Pani gościom za ich udział, głównie za talenty muzyczne, ale do Sławka Uniatowskiego napisała Pani podziękowanie za „imponującą klatę”…
MR: (śmiech) Bo Sławek jest bardzo zabawny. Gdy przychodzi do studia, czy gdziekolwiek to od razu się rozbiera. Nawet jeżeli jest w marynarce to pod spodem ma taką wyciętą koszulkę-boxerkę. No i szpanuje swoimi baniakami.
MW: Lubi być podziwiany jednym słowem.
MR: Lubi po prostu szpanować i napinać te swoje mięśnie. Przy okazji ma też piękny głos. Bardzo Sławka lubię. Zresztą Sławek pierwszy swój utwór nagrał na moją płytę „Kochać”. To była piosenka „Będzie to co musi być”, z tekstem Kasi Nosowskiej.
MW: Na płycie „Kochać” zresztą wszystkie teksty napisała Kasia Nosowska. Teraz jest taki boom na Kasię, więc chyba warto po ten album sięgnąć. To był 2005 rok. Skąd Pani czerpie taką energię, żeby po 50-iu latach na scenie wciąż grać tyle koncertów? Przecież to nie jest tylko stanie przed mikrofonem…
MR: Mam dużo energii i lubię dzielić tą energię z publicznością. Moje koncerty trwają zazwyczaj 2 godziny więc dosyć długo. Publiczność mnie napędza i muzyka też. Jak tylko muzyka zaczyna grać to rosną mi skrzydła. W dodatku lubię się popisywać przed publicznością, więc wszystko się zgadza.
MW: A czy w dalszym ciągu śledzi Pani polski rynek muzyczny? Co piątek są premiery nowych płyt, singli. Czego obecnie słucha najczęściej Maryla Rodowicz?
Oczywiście, że śledzę i słucham. To młode pokolenie jest bardzo utalentowane. Jest dużo świetnych głosów. Chociażby Sylwia Grzeszczak, z którą parę lat temu grałyśmy w Londynie wspólny koncert. Świetny jest też Dawid Podsiadło. Bardzo lubię Ewę Farną czy też Kamila Bednarka. Mamy naprawdę imponujące głosy. Polska estrada jest bardzo mocna.
Od ostatniej płyty mija już rok, czy więc ma Pani już wizję kolejnej?
To prawda, że mija rok od ostatniej płyty. Natomiast gdy zaczęłam grać trasę koncertową we wrześniu ubiegłego roku, to ją skończyłam tydzień temu. Teraz mam 2 tygodnie przerwy i mam ponad kilkadziesiąt utworów, które muszę przesłuchać. To są propozycje piosenek od autorów. Tylko muszę sobie kupić przejściówkę, żeby odtwarzacz płytowy włożyć do laptopa (śmiech). Brakuje mi takiej przejściówki. Mój syn mi obiecał tydzień temu tą przejściówkę i tak mi właśnie kupuje…
Mam nadzieję, że szybko kupi. Rozwój polskiej muzyki zależy od tej przejściówki.
Zależy od przejściówki, tak! (śmiech)
Rozmawiał: Marcin Wolniak insta: @marcinspiewazgwiazdami @martinwolniak