Zmęczeni szarą codziennością, niepewni przyszłości potrzebujemy czegoś, co pozwoli nam oderwać myśli od tego, co jest “tutaj i teraz”, a przeniesie nas do idyllicznego “gdzieś tam”. Nie zawsze mamy taką możliwość, na swojej drodze napotykamy różne przeszkody, mamy swoje wzloty i upadki, ale dążymy do celu. Chrust Igora Herbuta to jedna z tych historii, którą należy usłyszeć.

Wyobraź sobie, że podarowałem Ci swój notes. Możesz zajrzeć, jeśli chcesz, w porządku. Najpierw odnajdujesz ostatnie zapisane kartki, to początek 2020 roku. Tu zaczynasz. Wiesz, gdzie jestem. Powoli przekładasz kartki wstecz, cofasz się do wcześniejszych zapisków i odnajdujesz historie, o których nigdy nie wspominałem, o które nigdy byś mnie nie podejrzewał. Tak jest skonstruowana ta płyta. Barwy stopniowo przechodzą jedna w drugą. 

Tak mówi o swojej pierwszej solowej płycie wokalista zespołu LemOn, Igor Herbut, a ja zdecydowanie to kupuję. Ludzie mają w sobie coś takiego, że są ciekawi życia innych, ciągnie ich do poznania czyiś sekretów i mogę powiedzieć, że też mam to w sobie. Dzięki mojej ciekawości mogłam poznać emocje, jakie towarzyszą Igorowi w Chruście, ponieważ obnaża on tam część swojej duszy. Można przyjrzeć się trochę bliżej jego postaci, bo na tej płycie nie znajdziecie pustych, zakłamanych tekstów.

Artysta zaczyna nietypowo, bo przy pomocy słów i melodii maluje swą opowieść od końca, a dopiero z czasem tłumaczy, jaką drogę musiał przejść, by osiągnąć to, co teraz ma. Spokojne dźwięki pianina towarzyszą początkowi historii, którą pragnie opowiedzieć słuchaczom Igor. Dzięki tym pierwszym dwóm minutom otwierającego płytę utworu o tytule Latające słonie można się wyciszyć i zrozumieć, w jaki sposób będą opisywane płynące prosto z serca emocje. Przedsmakiem Chrustu był Jasny, który został wypuszczony do sieci razem z teledyskiem już pięć miesięcy wcześniej. Utwór skierowany jest do Kaia, syna Herbuta, co doskonale słychać, bo każde jedno słowo emanuje rodzicielską miłością. Gdy pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę, byłam pod wrażeniem, jak w tak prostych słowach zostało opisane tak wielkie uczucie. To jeden z moich ulubionych kawałków na płycie, choć naprawdę ciężko jest wytypować faworyta. Każda piosenka niesie ze sobą coś innego, ale doskonale splata się ze swoim następcą, dzięki czemu album tworzy jedność. 

Tańczmy jest kolejnym spokojnym utworem, gdzie jedynym instrumentem jest fortepian. Kojący głos wokalisty doradza nam, abyśmy cieszyli się z każdego momentu naszego życia i żebyśmy tak jak on wiecznie byli dobrej myśli. Nie spodziewałam się, że tak opanowanym tonem można opowiedzieć o uśmiechu, ale sprawia to, że utwór jest wyjątkowy i szybko wkrada się do duszy słuchacza, by ten mógł zastanowić się nad wartością życia. Snującemu swą opowieść wokaliście w następnych utworach nie towarzyszą już dźwięki fortepianu, lecz dołączają kolejne instrumenty takie jak gitara akustyczna, bas, perkusja. Pomocą służyli tu znajomi z zespołu LemOn. Jedną z tych piosenek, która wpadła mi w ucho od pierwszego razu była Wdzięczność. Utrzymana jest w weselszym klimacie, aż chce się nucić ją pod nosem i wyjść na spacer. Niestety trwa tylko niecałe 4 minuty, więc musiałam odtwarzać  ją w kółko, ale nie mogę powiedzieć, że do znudzenia, bo nie nudzi mnie żaden kawałek z tej płyty. Niektóre utwory trwają po 6-8 minut i wcale nie sprawiają wrażenia, jakby ciągnęły się w nieskończoność. Moim zdaniem mogłyby trwać nawet koło piętnastu minut, ponieważ instrumental idealnie opisuje to, czego słowa nie potrafią wyrazić. Klimat tej płyty jest niesamowity, wręcz magiczny. Zostałam oczarowana historią Igora, tym, że potrafił oddać cząstkę siebie słuchaczom. Wiele to znaczy, ponieważ można poczuć się bliżej artysty, a nie każdy potrafi opowiedzieć o swoich prywatnych sprawach. 

Na płycie znajdziemy również słowa, które nie zostały zapisane przez Herbuta, ale który pełen uczuć je wyśpiewał. Los jest wierszem autorstwa Leopolda Staffa, do którego Igor skomponował muzykę i pierwszy raz zaśpiewał rok temu w radiowej Trójce, natomiast przearanżowany Krakowski Spleen należy do Kory, z którą artysta posiada szczególne wspomnienia. Jak dla mnie to cudowne odświeżenie hitu zespołu Manaam, a w wykonaniu Herbuta brzmi nieziemsko.

Teksty to coś, na co zwykle zwracam uwagę w utworach, a na tej płycie znajdują się cholernie dobre teksty. Jeśli zanurzycie się w opowieść Igora, to te 74 minuty spędzicie na delektowaniu się każdym dźwiękiem, zostaniecie powiernikami sekretów piosenkarza. Choć może i ten album nie każdemu się spodoba, bo wiadomo, że mamy różne gusta, to zachęcam z całego serca do przesłuchania chociaż jednego utworu. Najlepiej zrobić to, gdy wokół panuje cisza, spokój, by mieć okazję odczuć emocje, którymi dzieli się Igor. 

Marta Mierzwiak