O Skubasie słyszałam wcześniej jedynie z opowiadań znajomych. Oczywiście przed koncertem przesłuchałam kilku utworów, żeby być przygotowaną na napisanie tej recenzji. Fajne ta muzyka, taka prawdziwa i emocjonalna. No i on jest w ogóle uroczy — powiedziała moja współlokatorka, pokazując mi kolejne piosenki Radosława Skubaji. W czwartkowy wieczór wybrałam się więc do Studenckiego Centrum Kultury, by zobaczyć czy te wszystkie opowieści o talencie muzyka nie były przesadzone. No i czy jest uroczy (Jest).
Po pierwszych słowach Szklanych Miesięcy zrozumiałam, że ciężko będzie się nie wzruszyć. Każdy wers zaśpiewany przez Skubasa wydawał się niezwykle szczery. Miałam wrażenie, że słowa płyną prosto z serca. To, co usłyszałam, nijak miało się do emocji, które towarzyszyły mi przy pierwszym przesłuchaniu piosenki na You Tube. Owszem, były ładne, ale dopiero na koncercie zrozumiałam, że są rewelacyjne.
Utwory z różnych albumów przeplatały się wzajemnie, ale mimo wszystko zdawały się tworzyć harmonijną całość; przejście między Duchem a Kołysanką było tak naturalne, że po powrocie do domu byłam szczerze zaskoczona, że te piosenki znajdują się na dwóch różnych płytach. Do wielu kawałków autor dorzucał od siebie krótki komentarz. Haitańskie drzewa miały być wyrazem tęsknoty za lasami, które w czasie ostrego lockdownu były przecież zamknięte, a po piosence Dobrze tam dodał żartobliwie, że faktycznie może lepiej tam, gdzie nas nie ma.
W przerwach między utworami Skubas często wydawał się nieco zakłopotany — przeprosił za zbyt długie strojenie gitar czy za to, że instrumenty mogą być trochę za głośne. Jednak po reakcjach tłumu widziałam, że jakiekolwiek przeprosiny były niepotrzebne. Ten występ był jak spotkanie ze starym przyjacielem i absolutnie nic nie sprawiało, że w którymkolwiek momencie poczułam się niezręcznie.
Radek nie grał solo, towarzyszył mu Piotr Niesłuchowski. Gitarzysta nie mówił zbyt wiele, cały koncert traktował raczej poważnie, ale w jego oczach można było dostrzec ogromną radość. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby upewnić się, że podchodził do muzyki z niesamowitą pasją i idealnie dopełniał piosenki gwiazdy wieczoru. Skubas podzielił się z nami także utworem, którego nie ma na żadnej z jego płyt. Dobra Czarodziejka to opowieść o matce z perspektywy syna, gdzie przemyślenia dorosłego już mężczyzny przeplatają się z ogromnym, dziecięcym zaufaniem do rodzicielki. Odczucia przy tej piosence, mimo że nie jestem niczyim synem, były mi bardzo bliskie i w środku utworu sama miałam ochotę przytulić własną mamę.
Wieczór ten (prawie) zakończył Brzask — piosenka z drugiego albumu artysty o tym samym tytule. Utwór ten nadał tajemniczy, oniryczny wręcz nastrój i zachęcał do przemyśleń na temat istnienia.
Skubas nie zawiódł też mniej zaznajomionych z jego twórczością i po zejściu ze sceny po głośnych okrzykach bis! wrócił na scenę i zaśpiewał swój najpopularniejszy utwór Nie mam dla ciebie miłości, który na You Tube ma ponad 14 milionów odsłon. Artysta wspomniał, że nie jest to jego ulubiona piosenka i uważa ją za raczej smutną. Poprosił widownię, by tej tytułowej miłości w sercu mieli jak najwięcej. Słuchacze powtarzali refren za Skubasem, najpierw bardzo nieśmiało, ale później z coraz większym przekonaniem starali się przekrzyczeć artystę.
W pewnym momencie koncertu Skubas z przekąsem stwierdził, że jeśli to nasze pierwsze zetknięcie z jego muzyką to zapewne też będzie tym ostatnim. Sądząc po brawach i wielkich uśmiechach słuchaczy jestem skłonna się nie zgodzić. Ta autentyczność i uśmiech, które tak mnie oczarowały podczas całego występu, zostaną ze mną na długo i jestem pewna, że nie tylko ja wybiorę się na jego koncert jeszcze raz.
Wywiadu z artystą możecie posłuchać poniżej.
fot.: Filip Cierpisz