Widzimy eleganckich gości w garniturach, sukienkach. Słyszymy podekscytowane rozmowy przed wejściem na salę koncertową. Powoli siadamy na miejsca. Po pierwszym dzwonku sala się zapełnia, po drugim napięcie publiczności rośnie, po trzecim drzwi się zamykają. To jest znak, że spektakl się zaczyna.
Gala Noworoczna jest specjalnym koncertem organizowanym na wzór Koncertu Noworocznego Filharmonii Wiedeńskiej. W tym roku Orkiestra i Chór Filharmonii Opolskiej (gościnnie chór Angelus Cantat) przygotowali najsłynniejszą operetkę w swym gatunku, najznakomitsze dzieło Johanna Straussa II – Zemstę Nietoperza. Polskim tłumaczeniem zajmował się sam Julian Tuwim.
Uwertura doskonale wprowadziła nas w nastrój koncertu skocznej, wesołej muzyki klasycznej. Podczas preambuły narrator przedstawił nam wszystkie postacie i grających ich solistów FO, mówiąc pełnym pasji głosem, dzięki czemu osoby te stały się nam bliskie. Od pierwszych taktów czekaliśmy z zapartym tchem, na to co się wydarzy.
W pierwszym akcie akcja odbywa się w domu małżeństwa Eisenstein, Gabriela (Maciej Komandera) i Rozalindy (Joanna Woś). Ich pokojówka, Adela (Maria Rozynek-Banaszek), czyta list od swojej siostry Idy, zapraszający ją na bal u księcia Gigi. Jednak sprawa nie jest taka prosta, dziewczyna musi otrzymać pozwolenie od swojej Pani, aby wziąć wieczór wolny.
Nagle z poza sceny rozlega się wspaniały śpiew, płacz za ptaszęciem, które odfrunęło. To Alfred (Łukasz Gaj), powalający tenor i “przeszły przyszły, były narzeczony” Rozalindy, którego śpiewowi nasza dama nie może się oprzeć. W międzyczasie dowiadujemy się, że Pan domu został skazany na 8 dni aresztu. Burzliwa wymiana zdań między Gabrielem a jego adwokatem Blindem (Juliusz Ursyn-Niemcewicz) pokazuje nam doskonale, że prawnik, niestety jąkała, jest deczko niekompetentny, a charakter Eisensteina jest dosyć wybuchowy.
Na ratunek przychodzi kolega męża, doktor Falke (Stanislav Kuflyuk), tytułowy nietoperz, którego przydomek wziął się z żartu, w którym spory udział miał Gabriel. Ma wspaniałą wiadomość – wybiera się na bal do księcia Gigi i prosi przyjaciela, aby poszedł z nim. Kusi go alkoholem i obecnością pięknych pań. Gdy wychodzą, Rozalinda daje wolne Adeli, a w odwiedziny wpada nasz śpiewak. Jednak ponieważ Gabriel nie stawił się w areszcie, niezwykle uprzejmy dyrektor więzienia Frank (Adam Woźniak) przychodzi go aresztować, przy czym nasz biedny i pijany Alfred zostaje uznany panem domu i zaprowadzony do kozy.
W kolejnym akcie, w jego rezydencji, poznajemy Gigi (Anna Borucka), znudzonego, bogatego i niezbyt inteligentnego, ale wyrażającego niesamowite uznanie wszystkim napotkanym księcia Orłowskiego. Jest on niezwykle czarujący, ale ma problemy z myśleniem (a dokładniej “myśli rzadko, a jak już, to to co mu się podoba”), dlatego na każdym kroku towarzyszy oraz pomaga mu adiutant (Adam Janik).
Na jego bal wpadają Adela wraz z siostrą (Roksana Majchrowska), zaraz po nich Eisenstein z doktorem. Chwilę później przychodzi sama Rozalinda, także na zaproszenie doktora, zamaskowana i gotowa przyłapać męża na zdradzie. Pojawia się też dyrektor więzienia. Co ciekawe, każdy przedstawia się fałszywym imieniem. Wszyscy spożywają wiele alkoholu, śpiewają piękne pieśni na cześć szampana, najwspanialszego z win.
Trzeci akt, w więzieniu, przedstawia nam wszystkie postacie bardzo zmęczone po przeżytej nocy. Poznajemy także Froscha (Witold Dewor), sympatycznego, ale wciąż wstawionego strażnika. Dochodzimy także do sedna sprawy – cała intryga była planem doktora Falke, formą zemsty za niegdyś przeżytą zniewagę.
Dyrygentem Gali jest Przemysław Neumann, dyrektor Filharmonii Opolskiej, który wspaniale poprowadził orkiestrę przez cały koncert. Reżyserią i narracją zajmował się Henryk Konwiński, genialny choreograf.
Grę aktorską solistów oglądało się bardzo przyjemnie, dobrze bawili się słowami, ruchem i melodią, sprawiali, że nie byliśmy tylko publicznością – byliśmy w domu Eisensteina, na balu i w więzieniu. Byliśmy naocznymi świadkami zdrad, intryg i imprez. Przeżywaliśmy wraz z bohaterami i śmialiśmy się w głos, Cały spektakl trwał 3 godziny, a minął w mgnieniu oka.
Kunszt orkiestry, chórów i maestra, obsady i reżysera jest niezaprzeczalny. Muzyka poruszała, wprawiała w nastrój: czy to flirtu, złości, ciekawości czy po prostu radości. Tekst Tuwima i operetka Straussa II są arcydziełem, ale bez utalentowanych ludzi, którzy z pasją oddają się wielu godzinom ćwiczeń, a następnie oddają całego swojego ducha na scenie… To Ci ludzi tchnęli w nie życie. Zasłużenie otrzymali brawa na stojąco, brawa, w których słychać było całą sympatię audytorium. Muzyka była wszechogarniająca, idealnie niosła się po sali koncertowej i oddawała wszystkie uczucia bohaterów, muzyków oraz nas, publiczności.
Chociaż każdy był niesamowity, swoje osobiste uznanie chciałabym oddać Joannie Woś, której arie poruszały mnie do głębi, choć ich tematyka była frywolna oraz Annie Boruckiej, najzabawniejszemu księciu, a przy tym osobie, od której biła największa przyjemność z samej gry aktorskiej.
Artyści FO zachwycają tak profesjonalistów jak i laików. Podczas komediowych scen wydobywają głębsze uczucia, a gdy scena jest poważniejsza potrafią także rozbawić. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.
Emilia Pączko
Fot: Paweł Słysz