Aura niepokoju i niepewności cały czas się utrzymuje. Właśnie w tych warunkach zrodził się nowy album od fińskiej grupy Shape of Despair, zatytułowany Return to the Void.
Shape of Despair to grupa muzyczna założona w 1998 roku w Finlandii. Sekstet współpracował z muzykami zespołów takich jak Amorphis czy Finntroll. Ich ponura muzyka opowiada o niepokoju i zaburzeniach umysłu, tym samym wpisuje się w nurt funeral doomu, będąc jednym ze sztandarowych przedstawicieli gatunku.
Funeral doom nie jest prostym gatunkiem muzycznym, wielu ludzi odpycha, a wręcz przeraża jego złowrogie brzmienie i trudna tematyka przemijania. Entuzjaści jednak potrafią odnaleźć w nim piękno – tajemnicze, obskurne, w bardzo surowej formie. Właśnie takie odczucia towarzyszyły mi gdy pierwszy raz ujrzałem okładkę wydawnictwa, na które przyszło mi czekać 6 lat. Stonowane, przymglone barwy skrywające coś monumentalnego i zachwycającego. Nie umiem powiedzieć co to jest, ale w tajemniczy sposób jest pociągające. Czy jednak muzyka łączy się duchowo z okładką?
- Return to the Void
Utwór zaczyna się od bardzo delikatnego przesteru gitary, do którego po chwili dołącza powolny, melancholijny riff. Po pierwszej minucie do gry włączają się subtelne smyczki oraz bardzo głęboki, gardłowy wokal. Słowa są bardzo trudne, wręcz niemożliwe do zrozumienia (jak to często bywa przy growlach). Całość tworzy ciężką, acz spokojną atmosferę, która nabywa lekkości w trzeciej minucie, za sprawą lekko zawodzących, melancholijnych czystych wokali. W ostatniej minucie jednak wszystkie głosy milkną, a lekko przesterowane gitary zaczynają siać pewien niepokój. Ostatni przester bardzo płynnie przechodzi w następny utwór.
2. Dissolution
Zaczyna się zdecydowaną gitarą i smyczkami. Wokal rozpoczyna się dopiero w drugiej minucie, brzmiąc bardzo złowrogo i przytłaczająco. W następnej minucie jednak growl milknie, podobnie jak gitary, pozostawiając jedynie delikatną perkusję przy nieziemskim kobiecym głosie. Tak wspaniałym i hipnotycznym, że świadomość człowieka odpływa w zupełnie inne miejsce. Jednak zanim przed oczami ukaże się wizja tego dziwnego miejsca, umysł zostaje sprowadzony na ziemię z powrotem za sprawą lamentującego growlu. Jednak ostatecznie trzy minuty pozostają nieme. Gitary podobnie jak w poprzednim kawałku zaczynają tworzyć niepokojącą atmosferę, jednak tym razem w sposób znacznie bardziej dosadny. Nie w sposób powiedzieć, w którym momencie piosenka przechodzi w następny utwór.
3. Solitary Downfall
Całość zaczyna się bardzo niepokojącymi przesterami, które po czasie zostają zastąpione podniosłym brzmieniem smyczków i ciężkimi gitarami. Ważną grę odgrywa tutaj perkusja z bardzo powolnymi, wyważonymi uderzeniami w werbel. Pierwsze wokale pojawiają się dopiero w połowie, czyli w czwartej minucie. Są to zawodzące głosy, śpiewające o samotności i ciszy. Swoim brzmieniem, które perfekcyjnie łączy się z instrumentami budzą pewną refleksję. Zdecydowanie najładniejszy utwór ze wszystkich na krążku, bardzo wyciszający mimo tekstu poruszającego egzystencjalizm człowieka. Nieliczne growle słychać jedynie w ósmej minucie, jednak nie zaburzają one melancholijnej harmonii.
4. Reflection in Slow Time
Wstęp znacznie różni się od pozostałych kompozycji. Całość rozpoczyna się wręcz mistyczną wokalizą, która zapowiada piękne, acz trudne doświadczenie. Po minucie głos zastępuje powolny riff, który po czasie nabiera mocy i sprzymierza się z potężnym growlem. Po chwili dość monotonnego śpiewu nagle wszystko cichnie, na rzecz bardzo subtelnych, pojedynczych akordów, które bardzo powoli zbierają wokół siebie perkusję i wokale, tworzące klasyczny motyw pięknej i bestii. Utwór mimo swej surowości chwyta za serce. W niewysłowiony sposób ciężkie i przytłaczające brzmienie staje się czymś wspaniałym, a przy tym bardzo podniosłym, magicznym.
5. Forfeit
Zdecydowanie faworyt na krążku. Otwarcie zbudowane jest z bardzo rytmicznej gitary i perkusji w średnim tempie. Ciekawym rozwiązaniem jest zastosowanie prowadzącego czystego wokalu męskiego w pierwszej części utworu, raczej rzadko spotykane w tym gatunku muzycznym. Na szczególną uwagę zasługuje też wykorzystanie damskiego głosu, który staje się ważnym elementem sfery instrumentalnej. Samo zakończenie też jest unikalne, ze względu na zastosowanie sporadycznie występującego w tym gatunku wysokiego screamu, pojawiającego się w kończącej fazie.
6. The Inner Desolation
Najdłuższa kompozycja, trwająca prawie 12 minut. Utwór nie zaskakuje już niczym nowym, wykorzystując większość użytych już technik, łącząc je w bardzo przemyślany sposób. Zachwycają tutaj szczególnie ostatnie minuty, stanowiące wręcz magiczne zamknięcie albumu, uspokajając słuchacza po poprzednich, czasem burzliwych brzmieniach.
Jak mogę podsumować Return to the Void? Jest to album trudny w odbiorze, nie tylko ze względu na kompozycję muzyczną, ale też przez tekst, który dla wielu jest trudny do zrozumienia przez technikę śpiewu, a jego treść z pewnością nie należy do prostych. Nie można jednak odmówić płycie niepowtarzalnego klimatu oraz nowatorskich technik. Shape of Despair od lat zachwycają surowym pięknem swojej muzyki, a najnowszy krążek zdecydowanie wpisuje się w ten nurt. Nie jest to jednak rewolucja w gatunku, a bardziej wyważony, stopniowy rozwój. Niczym pielęgnowanie ogrodu, w którym na przestrzeni lat zmieniają się poszczególne elementy, ale całość jest utrzymywana w jednej koncepcji.
Nikodem Lipczyński
Fot.: facebook.com/shapeofdespairofficial