Lubię festiwale, tę atmosferę i muzykę na żywo, te emocje związane z przeżywaniem koncertów z innymi ludźmi. Uwielbiam śpiewać razem z kilkutysięcznym tłumem, tańczyć ze znajomymi i bawić się w plenerze. Festiwale zapewniają mi to wszystko w pigułce. W swoim dwudziestokilkuletnim życiu byłam już na kilku festiwalach, jednak nigdy nie udało mi się być na Open’er Festivalu (potocznie zwanym Openerem lub Opkiem) – a to brakowało funduszy, a to sesja, a to wyjazd do pracy, po prostu jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze.

W tym roku jednak dałam się namówić na udział w Opku swoim dobrym znajomym i tak 30 czerwca po ostatnim swoim egzaminie wsiadłam do pociągu, żeby w piątek rano być już w Gdyni. Z uwagi na sesję mogłam pojechać tylko na dwa dni, więc przegapiłam swój ukochany Imagine Dragons, ale na niektóre rzeczy po prostu nie ma się wpływu… i czasem jednak trzeba postawić na swoją edukację.

Jeśli chodzi o moje pierwsze razy to sam udział w festiwalu nie był jedynym. Po rozmowach i długich namowach dałam się przekonać do nocowania na polu namiotowym, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło – zawsze wybierałam bardziej komfortowe opcje noclegowe. Jednak emocje związane z nocowaniem w namiocie były ogromne – ani ja, ani moja serdeczna przyjaciółka nie miałyśmy w tym żadnego doświadczenia. Nie posiadałyśmy namiotu, śpiworów i w ogóle nie miałyśmy pojęcia z czym to się je… Ja miałam szczęście, gdyż przyjechałam na gotowe, ona – dużo mniej, bo musiała radzić sobie z tym sama, ale jak zawsze dała radę.

Po przybyciu na pole namiotowe już wiedziałam, że te dwa dni będą niezapomniane. A po wejściu na miasteczko festiwalowe nabrałam co do tego pewności.

Wszystko zaczęło się niewinnie – można powiedzieć dzień jak co dzień. Po godzinie 15-tej weszliśmy na teren miasteczka, skorzystaliśmy z wszystkich dostępnych atrakcji, zjedliśmy obiad a następnie czekaliśmy na pierwszy tego dnia koncert – występ Janka Rapowanie. W następnej kolejności podzieliliśmy się na dwie ekipy i jedna poszła na OIO, a druga na MEEK, OH WHY? Ja osobiście poszłam na ten drugi, gdyż bardzo cenię ich twórczość. Na początku koncertu nic nie zapowiadało katastrofy – artysta śpiewał a tłum mu wtórował. Po niespełna pół godzinie od rozpoczęcia koncertu nagle wyłączono prąd, zrobiło się ciemno i nikt nie wiedział o co chodzi. Chwilę później zaczęły się komunikaty o ewakuacji, w którą – powiedzmy to sobie wprost – na początku nikomu nie chciało się wierzyć. W pierwszej chwili nikt się nawet nie ruszył z miejsca dopóki komunikaty nie zaczęły być powtarzane raz po raz. Wtedy nadszedł moment wielkich poszukiwań drugiej części ekipy, która znajdowała się dokładnie po przeciwnej stronie festiwalu. Po kilku wykonanych telefonach udało nam się znaleźć w ustalonym miejscu zbiórki i tutaj zaczęły się chwilowe schody. Właściwie to ciężko opowiedzieć krok po kroku co się tam działo – grunt, że po jakichś dwóch minutach byliśmy ponownie rozdzieleni i zostałyśmy we dwójkę. Deszcz padał tak mocno, że w jednej chwili człowiek był cały mokry, a wiatr wiał taki, że nie było pewności czy nasz namiot przeżyje. Wychodząc z całym tłumem innych osób nie wiedziałyśmy do końca gdzie idziemy ani na jakim etapie aktualnie jesteśmy – wiedziałyśmy jedynie, że musimy opuścić teren Openera. Powoli, bo powoli, ale zmierzałyśmy ku wejściu na pole namiotowe, które jak łatwo się domyślić, również zostało zamknięte. I wtedy po raz kolejny tego dnia zaczęłyśmy szukać swoich znajomych, których udało nam się znaleźć w samochodzie na parkingu. W tamtym momencie dalej nie wiedzieliśmy co będzie dalej, dodatkowo byliśmy zmoknięci, zmarznięci i głodni, bez perspektyw na szybkie rozwiązanie sytuacji. Tak że zrobiliśmy tylko jedną rzecz, która nam pozostała – car party, na którym bawiliśmy się zaskakująco dobrze. W końcu jednak zmęczenie dało się we znaki, a że można było powoli wracać do namiotów to stwierdziliśmy, że czas najwyższy założyć suche buty i ubrania i iść spać, bo i tak nic więcej tej nocy się nie wydarzy. Jednak ponownie tego dnia byliśmy w błędzie, gdyż chwilę później dostaliśmy powiadomienie z aplikacji o wznowieniu koncertów. I tak – odwołali Dua Lipę i Young Leosię, a OIO nie wznowił swojego koncertu, ale inni artyści wystąpili i starali się wynagrodzić stracone godziny dzięki czemu mogliśmy do 4 rano korzystać z uroków Opka.

Następny, a zarazem ostatni dzień Openera, odbył się już zgodnie z planem przedstawionym przez organizatorów ze zmianami spowodowanymi utrudnieniami z dnia wcześniejszego. Wszystko odbywało się bez zarzutów, jednak duża część ludzi była rozgoryczona – niektórzy przyjechali tylko na Dua Lipę, inni zdążyli już dojechać do wynajmowanych mieszkań w momencie w którym okazało się że koncerty zostały wznowione i nie opłacało im się wracać z uwagi na czas dojazdu, a jeszcze inni narzekali na złą organizację wydarzenia i przewrażliwienie organizatorów.

W mojej ocenie festiwal był niezwykle udany i choć w pewnym sensie przeżyłam jednak koniec świata to mój pierwszy raz na Openerze na pewno nie zostanie zapomniany – w końcu od początku jego istnienia w jego 20-letniej historii nigdy wcześniej nie doszło do podobnej sytuacji, więc moi drodzy stwierdzam, że w jakimś stopniu brałam udział w tworzeniu historii.

Agnieszka Grobelczyk

Fot. Pixabay