Wierzycie w bajki? Doskonale! Rozsiądźcie się wygodnie i pozwólcie, aby Marcin Mortka, autor książek dla dzieci oraz fantasy dla tych trochę starszych, zabrał was na poszukiwania niezwykłych przygód, w odległe krainy.

Poniedziałkowy poranek, promienie słońca leniwie wkradają się przez okna, w powietrzu unosi się zapach kawy… a co najlepiej pasuje do porannej kawy? Oczywiście dobra książka. W filii nr 5 Miejskiej Biblioteki Publicznej, swoje spotkanie autorskie odbywał Marcin Mortka, autor serii książeczek o Tappim, oraz cyklu „Nie ma tego złego”. Chwilę po godzinie 10 biblioteczną salę zajęły dzieci z II i III klasy podstawówki, ‘Czy ktoś boi się potworów?’ zabrzmiało pytanie, ‘Nieee’ pada zdecydowana odpowiedź, więc autor zaczyna opowiadać skąd czerpie inspiracje do pisania swoich opowieści, przewijając w tym samym czasie zdjęcia trolli, elfów i skrzatów na ekranie. Najwięcej z nich pochodzi z krajów północy, szczególnie wyróżniając Islandię, legendy nordyckich krain to gratka dla uszu zaciekawionych dzieci, śmiało zadają pytania i opowiadają o swoich doświadczeniach, zwłaszcza że pan Marcin nawiązuje z nimi świetny kontakt. Gdy autor zaczyna czytać fragment swojej książki „Tappi i tajemnica bułeczek Bollego” wszyscy uważnie słuchają.

Spotkanie autorskie z Marcinem Mortką [fot. Zuzanna Madej]

 

Mimo widocznie wypełnionego grafiku i zamieszaniu towarzyszącemu przygotowaniom do spotkania Pan Marcin znalazł chwilę, aby odpowiedzieć na kilka pytań.

‘Chciał Pan zostać podróżnikiem czy to właśnie było powodem, dlaczego wybrał pan filologię norweską jako kierunek studiów?’

Po części… na pewno gdzieś to tam w genach siedziało, natomiast myślę, że mój wybór wiązał się z pewną formą buntu młodzieńczego. Wychodziłem z liceum w czasach kiedy liczyło się tylko i wyłącznie studiowanie na prawie, ekonomii albo medycynie. Od prawa mnie odrzucało, od medycyny również, ponieważ babranie w ludzkim ciele nie za bardzo spełnia moje oczekiwania, natomiast ekonomia, czyli cyfry i matematyka – tu musiałem już na starcie podziękować. Nie miałem zupełnie pomysłu na siebie, aż do czasu kiedy na lekcji wychowawczej, kartkowałem informator, w którym znalazłem hasło filologia norweska i pojawiła mi się przed oczami wizja studiowania przedmiotów takich jak znajomość runów, albo toporów czy podróży na drakkarach. Byłem zakochany w wikingach od zawsze i pomyślałem, że to jest to. Filologia norweska otworzyła mi drogę do stypendium w Oslo, dzięki skandynawistyce pracowałem później jako pilot wycieczek po Islandii.

‘Jako powieściopisarz zadebiutował Pan w 2003 roku, czy pamięta Pan kulisy tworzenia Ostatniej Sagi?’

Oczywiście, że pamiętam, bo tę książę pisałem kilkakrotnie. W skrócie to było tak, że na jakimś etapie moje studia zaczęły być dla mnie jakimś rozczarowaniem, ponieważ na trzecim roku studiów okazało się, że są to takie nieróżniące się zwykłe studia z gramatyką opisową i lingwistyką. Byłem trochę rozczarowany tym tematem i postanowiłem znaleźć coś, co uzasadni mój wybór i stwierdziłem, że skoro już jestem tutaj, to może napiszę książkę. Akurat wtedy wydawnictwo Prószyński i S-ka, ogłosiło konkurs na powieść fantastyczną albo science fiction i postanowiłem oczywiście ten konkurs wygrać. Stwierdziłem, że napiszę książkę o wikingach, oczywiście konkursu nie wygrałem, ale książka przetrwała na twardym dysku, po latach wyciągnąłem ją, aby móc ją przeredagować, potem przeredagować znowu, a kiedy wreszcie szczęśliwym zbiegiem okoliczności, znalazłem wydawcę, to jeszcze raz ją redagowałem. Dlatego pamiętam tę książkę co do zdania.

‘Czy główny bohater Nie ma tego złego, jest w jakimś stopniu Pańską mocno przerysowaną, autobiograficzną wersją?’

Powiedziałbym, że na 99% z tą różnicą, że w przeciwieństwie do Edmunda Kociołka ja nie za bardzo gotuję. Lubię kuchnię, lubię jeść, doceniam talenty, natomiast nasza domowa kuchnia została zdominowana przez moją żonę, która doskonale wie, jak należy się tam przemieszczać. W związku z tym moja rola ogranicza się do funkcji pomocniczej, ale jest takie marzenie, aby kiedyś móc tę rolę przejąć, więc Edmund Kociołek – jestem to ja.

Książki autorstwa Marcina Mortki [fot. Zuzanna Madej]

 

Jak wygląda tworzenie książki od podstaw, z perspektywy pisarza możecie sami posłuchać:

 

Marcin Mortka opowiada również, z której książki czerpie najwięcej dumy i satysfakcji:

 

Gdyby podróże w czasie były możliwe, właśnie to autor powiedziałby młodszej wersji siebie:

 

Niestety wszystko co, dobre kiedyś się kończy, tak też musiało dobiec końca spotkanie autorskie Marcina Mortki, niespodziewanie pisarz zwraca się do dzieci z prośbą – prośbą obietnicy: „Nigdy, przenigdy, supernigdy, tak nigdy, że bardziej się nie da, nie przestawajcie czytać książek”. Oczywiście dzieci ochoczo przystają na tę prośbę, w końcu nie można odmówić komuś, kto z taką pasją o nich opowiada.

 

Zuzanna Madej

fot. Zuzanna Madej