W przedświątecznym szale zakupów, licznych dekoracji i świątecznych piosenek Opole wyglądało zupełnie inaczej w niedzielny wieczór. Choć pogoda na dworze nie była zbyt przyjemna, gości Klubokawiarni OPO rozgrzewały dźwięki gitary i głos Dawida Tyszkowskiego.

Koniec roku zawsze niesie ze sobą liczne emocje związane ze świętami i powitaniem nadchodzącego roku. Każdy jest zabiegany, ale w niedzielę 17 grudnia warto było zatrzymać się na kawę i na koncert akustyczny w wykonaniu młodego artysty.

Już od wejścia w powietrzu unosiły się dwa zapachy – świeżo palonej kawy i ekscytacji. Nie dziwi żaden z nich, tak samo jak mały tłum, który jeszcze przed rozpoczęciem koncertu zebrał się przed filigranową sceną. Bilety na występ już od dłuższego czasu czekały na mojej skrzynce pocztowej, tym bardziej nie dziwiło mnie gremium osób, które z nerwów przeskakiwały z nogi na nogę, by tylko powitać Dawida.

W Klubokawiarni OPO koncert odbył się w dwóch wariantach, bo z powodu silnego zainteresowania organizatorzy postanowili wypuścić dodatkową pulę biletów na wcześniejszą godzinę. Trudno zdefiniować grupę docelową słuchaczy artysty, gdyż wśród fanów nie brakowało młodzieży, osób dorosłych, ale i tych w wieku seniorskim, co tylko potwierdza, jak emocjonalność i twórczość Dawida trafia do ludzi w każdym wieku.

Choć artysta jest młody, jego dojrzałość i głębia tekstów sprawiają, że słuchacz ma wrażenie, jakby słuchał najpiękniejszej historii o życiu, miłości, stracie, ale także o trudach codziennego życia. Realność to kluczowe słowo, jakim można nie tylko opisać całą twórczość Dawida Tyszkowskiego, ale także jego osobę, czego najprawdziwszym dowodem był niedzielny koncert.

Muzyk wkroczył na scenę z ogromnym uśmiechem wśród licznych wiwatów i oklasków. Przywitał swoich gości nie słowami, lecz śpiewem, bo gdy z kubkiem herbaty wkroczył na scenę, najpierw nastroił gitarę, co było idealnym odzwierciedleniem jego pracy. Gdy pierwsze akordy rozbrzmiały, na sali nie był wyczuwalny żaden inny odgłos, bo wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że to, czego będą świadkami to najprawdziwsza forma sztuki.

Dawid nadał idealne tempo swojemu występowi. Grał swoje utwory, by po chwili zrobić chwilę przerwy i wtrącić jakąś anegdotkę czy złapać interakcję z fanami.

Artysta wystąpił w najprostszym wydaniu – w luźnych ubraniach, z kubkiem zimowej herbaty i gitarą w ręce… tyle wystarczyło. Tylko tyle, a może aż tyle, by porwać gości OPO w niezapomnianą przygodę pełną sentymentu, chwil wzruszeń i śmiechu.

Dawid wykonał swoje utwory w wersji akustycznej, dodatkowo uświetniając swój koncert elementami klawiszowymi. Scena była przygotowana w sposób skromny, ale bardzo klimatyczny – dwa luźno ustawione fotele, choinka i ciepłe, fioletowe barwy, co nadało całemu występowi intymny, kameralny nastrój.

Wykonawca doskonale zgrywał się ze swoim klawiszowcem, ale także tłumem zgromadzonym pod sceną. W moim odczuciu w ogóle nie dziwił fakt, że przez pierwsze kilka piosenek nikt nie dołączył do artysty, by wspólnie z nim śpiewać. Czystość, głębia, ale także emocjonalność w głosie Dawida sprawiły, że nie tylko mnie odjęło mowę.

Dawid na samym początku wystąpił z takimi utworami jak Tlen czy Wiem, że Ci ciężko. W pierwszej wstawce podziękował Klubokawiarni OPO za to, że mógł wystąpić na deskach ich sceny, ale także podzielił się osobistą historią, którą wiąże z tym miejscem i początkami swojej twórczości. Artysta, jako student studiów filologicznych, przerwy pomiędzy zajęciami spędzał właśnie w tej klubokawiarni, popijając kawę, ucząc się, ale też pisząc piosenki. Nie jest to jednak jedyne miejsce, z którym posiada wspomnienia, gdyż opowiedział o swojej przygodzie w naszej redakcji i pierwszych krokach z przeprowadzaniem wywiadów, a także faux-pas, które mu się zdarzały. Promował również swoją trasę, która będzie mieć miejsce w przyszłym roku i, na którą bilety znajdziecie TUTAJ

Choć koncert Dawida trwał zaledwie godzinę, to te sześćdziesiąt minut porwało słuchaczy w niesamowitą przygodę pełną nostalgii w głąb siebie i swoich przeżyć, co można było wyczytać na ich twarzach. U jednych malowała się radość, u innych nieco zaduma, ale w oczach wszystkich jaśniał zachwyt i nieodzowny podziw w oczach. Ten młody chłopak, w luźnej koszulce i gitarze w ręce porwał tłum swoją emocjonalnością i szczerością niczym Ed Sheeran na Stadionie Narodowym. Dawidowi można wróżyć ogromną karierę na skalę nie tylko krajową, ale także światową, bo jego utwory w zastraszającym tempie wzbijają się na listy przebojów.

Dawid zagrał także swoje najpopularniejsze utwory jak Chłopaki, Pusto, ale przede wszystkim Koszulkę, która obecnie jest jego najbardziej stremowanym dziełem, przekraczającym liczbę odtworzeń na poziomie pięciu milionów. Tłum porwał najbardziej w utworze Pusto, gdy to fani razem z nim wyśpiewywali marzenie o przyjacielu.

Nie można nie wspomnieć o tym, z jaką energią artysta grał i w jak krótkim czasie zmieniał nastrój z nostalgicznego na pełen śmiechu. Atmosferę taką utrzymał także po koncercie, gdy po licznych oklaskach znalazł czas, by spędzić go ze swoimi fanami podczas robienia pamiątkowych zdjęć, rozdawania autografów czy też rozmów. Swój podpis zostawił także na pamiątkowej tablicy OPO, co spotkało się z ogromnym entuzjazmem.

Koncert ten był wyjątkowy. Dawid pierwszy raz grał dwa występy z rzędu, a jednocześnie był on jego ostatnim w tym roku. Jednakże nie to czyni go tak magicznym, ale sam fakt, że ten młody chłopak sprawił, że ostatnie dni grudnia już nie wydają się tak ponure. Dawid Tyszkowski, w ten pochmurny wieczór, nie tylko wprowadził słońce na scenę Klubokawiarni OPO, ale także nowe spojrzenie na muzykę polskiej sceny. Silne zainteresowanie jego twórczością wcale nie słabnie, a wręcz przeciwnie – stale wzrasta, co nie dziwi, a cieszy, bo jeśli jest coś, czego ludzie mogą sobie życzyć na święta i w nowym roku, definitywnie jest to więcej utworów wychodzących spod pióra oraz w wykonaniu Dawida Tyszkowskiego.

Katarzyna Klimczyk

Fot.: Agnieszka Stus