André Rieu to skrzypek znany każdemu, kto choć odrobinę lubi muzykę orkiestrową. Nie jest to standardowa muzyka klasyczna, bo łączy w sobie różne formy, a jego Orkiestra Johanna Straussa nie trzyma się sztywnych zasad. Rieu mimo swojego wieku, wciąż koncertuje i wydaje nowe płyty, a w tym roku, pokusił się o połączenie klasycznego instrumentalizmu i kawałków, znanych każdemu. Tak powstał album Happy Together, który niedawno miał swoją premierę.
Nazwę płyty można interpretować w dwójnasób. Z jednej strony, jest to utwór grupy The Turtles, obecny na płycie, a z drugiej, tytuł ma symbolizować radość towarzyszącą muzykom, którzy po długiej przerwie w koncertowaniu, spowodowanej pandemią, mogli powrócić na scenę.
Album rzeczywiście jest szczególny. Wybrzmiewają w nim utwory dobrze znanych artystów takich jak The Beatles czy The Turtles, ale też tradycyjne numery, takie jak La Bamba, więc nie jest to klasyczna muzyka, którą słyszy się na co dzień w filharmoniach.
Pierwszy utwór – Semper Fidelis – ma marszowy charakter, przypominający klasyczne kompozycje, takie jak chociażby Marsz Radeckiego. Nic w tym dziwnego, skoro sam André Rieu to założyciel Orkiestry Johanna Straussa, kompozytorzy legendarnego marszu. W kawałku dominują werble, smyczki, ale na koniec pojawia się również chór. Zresztą, marszów na całej płycie nie brakuje, bo pojawiają się tam między innymi bardzo dramatyczny i narastający Egyptian March, marsz El Capitan, czy André Goes Marching On, cały gwizdany, z wyraźnym rytmem i instrumentami dętymi.
Kolejny utwór – You are my Sunshine – jest już w zupełnie innym klimacie. Nie jest marszowy, można by wręcz powiedzieć, że gatunkowo zakrawa o muzykę country, głównie przez dominujące banjo i flet, imitujący gwizdanie. Trzecim kawałkiem na płycie jest Waves of the Danube, w Polsce znany pod nazwą Fale Dunaju. Nie jest to jednak typowa, akordeonowa aranżacja, bo początek brzmi jak muzyka filmowa, która spokojnie mogłaby pojawić się w jednej z hollywoodzkich produkcji. Dopiero później, gdy coraz mocniej zaczyna wybrzmiewać walcowy rytm i instrumenty smyczkowe, okazuje się, że to znana melodia. Nie jest to jedyny walc – tak jak w przypadku marszów – i na płycie pojawia się jeszcze Estudiantina,
Czwarty utwór to ten, zawierający w sobie tytuł krążka, czyli Happy Together. Tu można powiedzieć po prostu, że to spokojna, instrumentalna wersja piosenki grupy The Turtles. Nie ma zaskoczeń, chociaż pojawia się tekst refrenu, który śpiewa chór. Kompozycje, o których warto wspomnieć pojawiają się na końcu i są to kolejno:When I’m Sixty Four Beatlesów, La Bamba oraz Can’t Help Falling in Love Elvisa Presley’a, czyli bardzo popularne kawałki. Wszystkie są mocno orkiestrowe, chociaż La Bamba wychodzi przed szereg, ze względu na dynamikę i pewnego rodzaju południowe brzmienie, natomiast Can’t Help Falling in Love jest bardzo jednostajny, nieco przypominający o świętach. Pasowałby do filmu bożonarodzeniowego, jako kawałek, który pojawia się pod koniec, w trakcie szczęśliwego zakończenia.
Jak słychać, płyta jest różnorodna: są utwory, przypominające typową straussowską klasykę, ale i hity lat 60-tych, czy pomieszanie gatunków, uzyskane przez użycie konkretnych instrumentów. Rieu kolejny raz pokazał klasę, aranżując grane kawałki tak, że muzyka orkiestrowa ciekawi, jednocześnie nie tracąc swojego charakteru, wszak pojawiają się walce i marsze, typowe dla muzyki Straussa. Całość dobrze zespala utwór All my Life, więc przypuszczalnie każdy fan skrzypka, ale też muzyki orkiestrowej, odnajdzie w albumie coś dla siebie.
Julia Borkowska
Fot.: andrerieu.com