Na noc z 20 na 21 października czekało wiele osób. A z całą pewnością, jeśli mowa o wiernych fanach amerykańskiej gwiazdy muzyki pop i artystki dekady American Music Awards – Taylor Swift.

Swój 10. album studyjny zatytułowany Midnights Swift zapowiedziała w czasie tegorocznej gali MTV Video Music Awards już 28 sierpnia. Informacja, że za niecałe dwa miesiące usłyszymy zupełnie nowe utwory blondwłosej wokalistki wywołała w sieci falę entuzjazmu Swifties, czyli wiernych fanów artystki. Niestety, jakiekolwiek szczegóły dotyczące zbliżającego się krążka okryte były tajemnicą, pozostawiając fanom szerokie pole do własnych domysłów.

Z biegiem czasu na temat nadchodzącej wielkimi krokami premiery dowiadywaliśmy się coraz to nowszych informacji, wraz ze spisem wszystkich utworów, jakie na najnowszej płycie miały się znaleźć. Wokalistka postanowiła podzielić się nimi w dość oryginalny sposób poprzez serię krótkich filmików zatytułowaną Midnights Mayhem With Me. Ubrana w retro stroje, z przygrywającą klimatyczną muzyczką w tle losowała codziennie inny numer piosenki podając fanom na TikToku jej tytuł. Całkiem niebanalne trzeba przyznać, a także świetne marketingowo, ponieważ już po pierwszym filmiku fani zaczęli gromadzić się każdej nocy w celu poznania tytułu kolejnego utworu rozgrzewając komentarzami i tweetami social media.

Urodzona 13 grudnia 1989 roku Taylor jest bardzo związana z trzynastką, także zupełnie nie dziwi taka właśnie liczba utworów jaka znalazła się na krążku. Są to:

Lavender Haze,
Maroon,
Anti-Hero,
Snow On The Beach (na którym Taylor towarzyszy Lana Del Ray),
You’re On Your Own, Kid,
Midnight Rain,
Question…?,
Vigilante Shit,
Bejeweled,
Labyrinth,
Karma,
Sweet Nothing,
Mastermind.

Wymieniona przeze mnie trzynastka utworów w założeniu piosenkarki ma stanowić historię trzynastu nieprzespanych nocy. Wnikliwi z pewnością w każdej piosence znajdą odwołania do wcześniejszych utworów Swift. Współautorem tekstu większości kawałków Midnights jest Jack Antonoff, z którym Taylor miała już okazję współpracować choćby przy tworzeniu albumów Lover i folklore.

Z najnowszym albumem Swift powraca do głównego nurtu popu po przygodzie z folklorowo-akustycznymi klimatami na płytach folklore i siostrzanym evermore. Wydane w 2020 roku krążki stanowiły znaczne niespodzianki z powodu braku ich wcześniejszych zapowiedzi. I tym razem piosenkarka przygotowała dla fanów sporą niespodziankę.

Była nią premiera dodatkowych utworów, towarzyszących głównej historii.

Kilka godzin po premierze albumu, o trzeciej nad ranem, ukazała się wersja 3am Edition zawierająca 7 bonusowych utworów:

The Great War,
Bigger Than The Whole Sky,
Paris,
High Infidelity,
Glitch,
Would’ve, Could’ve, Should’ve,
Dear Reader.

Składająca się z 20 utworów, trwających łącznie 69 minut, płyta zabiera słuchacza w podróż do krainy wyobraźni i przemyśleń towarzyszących Swift w czasie bezsennych nocy.

Płyta, pomimo zupełnie nowych utworów, daje jednak wrażenie słuchania kolejnej porcji tego samego. Fani będą zachwyceni, ponieważ standardowo Taylor znakomicie operuje głosem, a wokale na albumie trzymają najwyższy możliwy poziom. Utwory utrzymane są w klimacie synth-popu, z dominującą rolą syntezatora. Podoba mi się styl piosenek wzorowany na lata 80., jednak trochę brakuje mi akustycznych brzmień gitary, z których słynie artystka. Pewnym rozczarowaniem dla mnie było Snow On The Beach. Gdyby nie uwzględnienie Lany Del Rey w tytule piosenki w życiu bym się nie domyślił, że w tym utworze Taylor towarzyszy znana z Summertime Sadness czy Born To Die piosenkarka. Niestety, artystka tworzy jedynie chórki.

Wyróżniającą cechą nowego albumu jest tekst piosenek. Płyty Swift słyną ze świetnie napisanych tekstów i nie inaczej jest tym razem, jednak znając poziom artystki po cichu liczyłem bardziej na kolejne All Too Well niż parę wzmacniających przekaz fuck wrzuconych w tekst. Należy jednak przyznać, że Taylor zawiesiła sobie poprzeczkę niezwykle wysoko poprzednimi albumami, a Midnights tekstowo stoi po prostu na najwyższym poziomie.

Dla swoich Swifities artystka przygotowała całkiem nowy merch oraz aż 4 różne wersje albumu, wyróżniające się unikalnymi okładkami oraz dodatkami, zawierającymi niepublikowane nigdzie indziej zdjęcia. Wszystko to dostępne jest na stronie internetowej piosenkarki pod adresem taylorswift.com.

Reasumując, najnowsza płyta Taylor Swift bardzo mi się podoba, jednak nie jest to z pewnością nic odkrywczego w dorobku słynnej amerykańskiej piosenkarki. Dla przypadkowych słuchaczy kawałki na albumie mogą zlać się w jedną, podobną do siebie całość, lecz fani patrząc po reakcjach w Internecie są bardziej niż zadowoleni.

Ze swojej perspektywy powiem, że utwory Anti-Hero i Karma już po pierwszym odtworzeniu trafiły do mojej listy polubionych piosenek, lecz największą magię czuć w czasie odsłuchu całej płyty. A jestem pewien, że będę jej wielokrotnie słuchać przez najbliższe kilka tygodni.

Opinię pozostawię jednak każdemu z osobna, ponieważ ile osób, tyle zdań. Posłuchajcie i sami się przekonajcie czy Midnights urzeknie Was tak samo, jak urzekło mnie.

Jako ciekawostka na koniec:
Midnights zostało najczęściej odtwarzanym albumem pojedynczego dnia w historii serwisu Spotify zanim zegar zdążył 22 października ponownie wybić północ. Jednocześnie Taylor pobiła rekord najczęściej odtwarzanej artystki na serwisie jednego dnia.


Recenzja pisana z perspektywy wiernego fana Taylor Swift, jednak autor starał się być obiektywny. Oczywiście w miarę możliwości.

Adam Dubiński

fot. Taylor Swift, Republic Records, Universal Music Group, Spotify