Zawsze, kiedy poznaje nowego twórcę czy zespół, chce doświadczyć muzyki w kilku sytuacjach. Od okazjonalnego słuchania w trakcie nauki do skupienia się na niej jako jedynym bodźcu, leżąc w łóżku z zamkniętymi oczami i słuchawkami na uszach. Ostatnio w ten sposób poznawałem płytę pt. Aquaris, czyli pierwszy solowy materiał Kasi Bieńskowskiej, znanej chociażby z zespołu White Highway.

Utworem otwierającym debiutancką EP’kę BlackKay jest Orion. Aranżacja powoli wprowadza nas do świata dźwięków zbudowanego przez Kasię. Zaczynając od potrójnych uderzeń na perkusji połączonych z rytmiczną grą na pianinie, stopniowo dokłada kolejne warstwy instrumentów. Równe, wybijające się z miksu uderzenia w werbel sprawiają, że całość przyspiesza i zaczyna rosnąć pewien pokład energii, który tylko czeka na uwolnienie. Jest to pierwszy moment, w którym warto docenić ścieżki nagrane przez Przemka Pawlasa, bowiem to właśnie dzięki inteligentnej partii garów, ten kawałek ma tak dużo życia. Moment kulminacyjny, kiedy można w końcu wyrzucić z siebie tą energię nadchodzi w refrenie, zwłaszcza, jeżeli śpiewamy go razem z Kasią, której wyraźnie służą wyższe partie. Na zakończenie mamy jeszcze bardzo przyjemne solo w wykonaniu Paula Gromadzkiego, które przechodzi w outro, pozwalające nam się wyciszyć i przygotować na kolejną dawkę emocji.

Bring Me The Light jest z pozoru prostą, typową kompozycją, w której można wskazać wiele dobrego i parę drobnych skaz. Moim zdaniem momentami zostały tutaj delikatnie nadużyte harmonie wokalne, przez co całość brzmi nieco sztucznie i komputerowo. Jednak nawet to nie zmienia faktu, że zakochałem się w tym numerze i to właśnie on zapadł mi z całej płyty najbardziej w głowie. Czemu? Parafrazując klasyka That bass. That damn bass. Z całą pewnością słuchając tego w nieodpowiednich warunkach można nawet go nie zauważyć, ale jego ciepłe brzmienie i ciekawa, odważna linia basowa są wprost urzekające. Przeplatanie prostych riffów z pasażami po gryfie zdało egzamin na ocenę celujący plus. Zgodnie z opisem za “obsługę” niskich rejestrów na tym nagraniu odpowiedzialni są wspomniany wcześniej Paul Polish Gromadzki i Marek Majewski. Panowie, Moje gratulacje.

Kolor niebieski ma wiele znaczeń, od uduchowienia, czystości, spokoju i chłodu aż do dynamizmu czy kreatywności. W Deep Blue można pójść dosłownie za słowami wokalistki “Close your eyes and you will find the clue” (Zamknij swoje oczy a znajdziesz wskazówkę), po prostu zamknąć oczy i wsłuchać się w zbalansowany mix, zawierający więcej warstw, niż może się na pierwszy “rzut ucha” wydawać. Można tutaj już zauważyć pewną powtarzającą się manierę kompozycyjną, czyli spokojniejsze zwrotki, mocniejsze refreny, raczej ukrytą (ale niezwykle wartościowa) ścieżkę gitary. Ogólnie rzecz ujmując masa niewidocznej pracy, żeby nadać utworom odpowiedniej dynamiki i płynnych przejść.

Dokładnie taki sam obraz otrzymujemy w Insane, który jest przedostatnią kompozycją na tej EP’ce. Oparty na prostym, powtarzającym się (a jakże wchodzącym w głowę) patencie na klawiszach, z eskalacją w refrenie i wyciszającym się outro. Co jednak na pewno należy wyróżnić to fakt, że dużo więcej pola do popisu otrzymał tutaj Paul i w tym kawałku z nieco bluesowym zacięciem pokazał, że powinien go dostawać jeszcze więcej. Wystarczy pozwolić mu “Poszaleć ” typowo bluesowe bendy połączone z vibrato, delikatnie ukryte za końcówką drugiego refrenu zapowiedziały, że gitarowa bestia zostanie uwolniona. Szkoda trochę, że przy kolejnym refrenie jego partie solowe zostały ukryte pod warstwami wokalu i cięższego riffu gitarowego, bo być może byłby to jego najlepszy moment na tej płycie.

Światło. Cień, utwór zamykający jest tym, o który mam najwięcej żalu zarówno do Kasi, jak i do Marka Majewskiego, odpowiedzialnego za mix i mastering. Mam żal o to, że nie mogę nazwać go kawałkiem idealnym. Rozbudowujący się wraz z trwaniem utworu akompaniament, upiększyć i urozmaicić kompozycje sprawiło, że delikatnie przelało się ozdobnikami i nie słucha się tego tak dobrze. Pomimo tego i tak, jest to rewelacyjny utwór i nie mogę się doczekać momentu, w którym będę miał okazję usłyszeć go na żywo (oby bez tych harmonii).

Ostatnią rzeczą, która przykuła moją uwagę na tyle, żeby się nad nią pochylić jest oprawa graficzna. Wszechobecna czerń z wyszczególnionymi konstelacjami gwiazd (w tym oczywiście tytułowy wodnik) i sylwetką Kasi to subtelny minimalizm, który bardzo dobrze pasuje do muzyki. Na okładce nie dzieje się wiele, ale jest wszystko, co być powinno i dzięki pracy Magdy Tararuj jest ona bardzo przyjemna dla oka.

Aquaris jest idealnym przykładem na to, że nie trzeba być gwiazdą dysponującą nielimitowanym budżetem, żeby nagrać płytę, która będzie brzmiała jak milion dolarów. Kasia jest fenomenalną wokalistką, świetną kompozytorką i nie mogę się doczekać jej późniejszych prac. Mam tylko nadzieję, że uwierzy w barwę oraz siłę swojego głosu i nie będzie go kryła w najlepszych momentach za warstwami harmonii. Nie powiem, że będę do tego krążka wracał często, a to z bardzo prostego powodu. Jest on na tyle przyjemny, że pewnie nigdy nie wypadnie z mojej listy odtwarzania.

 

Filip Cierpisz

Fot.: BlackKay