Idąc na koncert Błażeja Króla, nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Twarz nieco znajoma, ale człowiek i jego muzyka były mi zupełnie obce… aż do momentu gdy z głośników wybrzmiały pierwsze nuty.

Po koncercie poprzedniego artysty jakim był Michał Szczygieł pod sceną wciąż było gorąco od rozgrzanych muzyką ciał. Zebrana publiczność w zniecierpliwieniu oczekiwała kolejnego artysty. Nie minęło kilkanaście minut, aby na scenie pojawiła się kolejna gwiazda – Błażej Król we własnej osobie. Po zagraniu swojego najnowszego kawałka Nic nowego powitał studencką publiczność.

Cały koncert miał swoją własną niepowtarzalną stylistykę oraz klimat. Wśród scenografii znajdowały się małe drewniane stoliczki z kawą oraz staromodne abażury, które w kilka sekund przy zgaszeniu reflektorów z atmosfery wielkiej sceny przenosiły nas do ciepłego kameralnego kąciku.

Sam Błażej ubrany był w znoszone jeansy oraz koszulkę polo, które mi osobiście przypominały kostiumy mechaników ze starych filmów z lat 80. Nie szczędził publiczności ,,tatusiowych” żartów i chętnie wchodził w interakcję z publicznością. Postać którą wykreował na scenie śmiało bym określił jako kochający ojciec, który narobi Ci wstydu przy znajomych, ale zawsze przypilnuje, abyś miał odrobione lekcje. Zażartowałbym mówiąc, że jest on nieślubnym synem Piotra Roguckiego oraz Sławomira.

Nie należy zapomnieć, że artyście na scenie towarzyszyła jego żona – Iwona Król z którą razem zaśpiewał jedną z piosenek oraz wymienił pocałunek. Scena ta szczególnie poruszyła serca publiczności.

Nie znając wcześniej muzyki Błażeja, niektóre utwory zagrane na scenie mocno przypominały mi te z albumu Sen O Siedmiu Szklankach zespołu Coma. Z mocnym akcentem na syntezatorowe brzmienie. Być może to tylko moje skojarzenia, a inni słuchacze odnajdą tu coś innego.

Pomimo świetnego show na scenie, oryginalnej scenografii i roli w którą wcielił się wokalista, jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Mianowicie z czasem kawałki stawały się monotonne oraz podobne do siebie. Z tego powodu miałem wrażenie jakbym słuchał jedną, bardzo długą suitę muzyki alternatywnej. Jednakże mimo tego aspektu cały koncert oceniam bardzo dobrze i miło się zaskoczyłem. Bez wątpienia wisienką na torcie, która domknęła cały performens był motyw z Familiady podczas, którego Błażej Król z zespołem żegnali publiczność.

Błażej Król to artysta którego warto było zaprosić na tegoroczne Piastonalia, a opolska publiczność zdecydowanie na niego zasłużyła. Nie wykluczam, że jeśli Błażej odwiedzi nas ponownie z chęcią znowu wysłucham jego “tatowych” żartów oraz syntezatorowych brzmień.

Po koncercie postanowiliśmy zapytać studentów o ich wrażenia:

 

Piotr Baryła, Olivia Turek

Fot.: Michał Dolipski