Listopad rozpoczął się od niskich temperatur, więc wieczorem łatwo było zmarznąć w drodze do Narodowego Centrum Polskiej Piosenki. Być może miało to zrównoważyć spodziewaną gorącą atmosferę koncertu. W końcu miał grać legendarny Dezerter, który ma wszystkie cechy punk rocka takie jak: zaangażowanie społecznie – wręcz buntownicze teksty, ostra perkusja i szybkie melodie gitary.

Czas do koncertu płynął bardzo powoli, z początku przed Salą Kameralną Narodowym Centrum Polskiej Piosenki kręciło się ledwie kilka osób. Nic nie zapowiadało, że występ już kultowego Dezertera będzie niezwykłym przeżyciem. Z drugiej strony czy jest coś bardziej punkowego od niepunktualności? Ostatecznie na salę wypełnioną czerwoną poświatą wchodziło coraz więcej osób. Część w koszulkach z logiem bandu, część w bardziej rockowych stylizacjach, co zdecydowanie wyróżniało ich z tłumu. W tle wybrzmiewały anglojęzyczne kawałki punk rockowe.

Kilka minut po dwudziestej sala wypełniła się tłumem fanów zespołu. Ludzie zaczęli się lekko ekscytować, kiedy nagle zgasło światło. Po chwili dało się słyszeć nieidentyfikowane trzaski i inne dźwięki. Światło zmieniało się raz w niebieskie, raz w czerwone, lecz formacja się nie pojawiała. W końcu reflektory zabłysnęły białym światłem, a całe trio weszło niemal bezgłośnie, ale i tak powitały ich gromkie oklaski publiczności. Wokalista i gitarzysta Robert „Robal” Matera przywitał się dość milutko z publicznością, krótko podziękował za przybycie i zaczęło się!

Wystartowali z przytupem kawałkiem Kolaboracja. W ułamku sekundy rozległy się szybkie gitarowe riffy. Ludzie zaczęli poruszać się w rytm muzyki. Ewidentnie czerpali energię ze sceny. Z każdej strony sali mogliśmy usłyszeć krzyki: kolaboracja! kolaboracja! Początek utworu Tchórze nieco uspokoił atmosferę, by po chwili dać jeszcze bardziej do pieca.

Koncert trwał w najlepsze, coraz to bardziej znane dzieła wybrzmiewały ze sceny. Po skończonej piosence Pałac, wokalista krótko podziękował, co potem kilka razy powtarzał. Następnie stwierdził, że skoro zagrali już sporo swojej klasyki to pora zagrać coś z najnowszej płyty wydanej w 2021 roku. Tłum żywiołowo zareagował na pierwsze dźwięki tytułowego utworu z krążka Kłamstwo to nowa prawda. Nie obyło się także bez takich hitów jak: Punkt bez powrotu, Ku przyszłości i Plakat. Niesamowicie szybkie riffy od Matery i perkusja od Krzysztofa Grabowskiego podgrzewały atmosferę, coraz więcej fanów było w koncertowym żywiole.

W końcu punk rock komentarza politycznego nie szczędzi, czemu Dezerter dał wyraz grając piosenki Choroba, Prawo do bycia idiotą oraz Idi. Ponadto Matera odniósł się do obecnej sytuacji w Ukrainie, potępiając w mocnych słowach działania rosyjskich władz. Wyraził także wsparcie dla osób cierpiących z powodu wojny.

Kolejną piosenką, Co oni nam dają?, zespół nieco ostudził rozgrzaną publiczność, ale spokój w duszy bandu nie gra. Został on zmącony przez interesujący kawałek Ile procent duszy? oraz rytmiczną i niezwykle energetyczną Szarą rzeczywistością. Następne minuty umiliły Odwet i Idziemy po was, w których genialny popis dał basista formacji Jacek Chrzanowski.

Koncert powoli zbliżał się ku końcowi, ale przez ostatnie piosenki czyli Dla zysku, Ostatnia chwila, Ratuj swoją duszę, Nie ma nas można był utrzymany świetny poziom do ostatniego brzmienia. Były momenty zachęcające do skakania, chwila na uspokojenie, nieco psychodeli, przyjemne partie basowe. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy.  Zespół podziękował i zszedł ze sceny, ale tłum wciąż skandował: Dezerter! Dezerter!, więc wrócili. Zagrali jedne z najbardziej klasycznych utworów, czyli Spytaj milicjanta oraz Dezerter.

Tak na zakończenie warto dodać, że akustyka podczas koncertu była na bardzo dobrym poziomie. Nie można nie docenić też, Jacka Chrzanowskiego, który wyśmienicie śpiewał chórki, udowadniając, że nie zawsze potrzeba do tego kilku osób. Nie odbiło się to na jego grze na gitarze basowej, która odgrywała bardzo ważną rolę podczas występu.

Dariusz Kucharek

Fot.: Filip Cierpisz