Ciepły, majowy wieczór, delikatny wiaterek. Tłumy ludzi zbierają się w Narodowym Centrum Polskiej Piosenki i powoli zajmują miejsca. Z każdą upływającą minutą napięcie rośnie wśród publiczności i udziela się nowo przybyłym. Organizatorzy dodatkowo je utrzymują muzyką, której głośność stopniowa wzrasta. Opada kurtyna i na scenę wchodzi LemON.

Amfiteatr wypełnia brzmienie Nice, jednej z ich najpopularniejszych piosenek. Publika szaleje. Utwór zaczyna się słowami: ”Gdybyś powiedziała mi, że kiedyś będą tutaj wszyscy…”, co dobrze nawiązuje do motywu tegorocznej trasy. Jest to bowiem koncert z okazji 10-lecia zespołu.

LemON powstał w 2012 roku oraz podbił serca widzów programu Must be the music. Decyzja Igora Herbuta, założyciela i wokalisty LemON, o stworzeniu grupy muzycznej była spontaniczna. Pewnego razu na spacerze dostrzegł plakat reklamujący program telewizyjny i postanowił spróbować. Wygrali i od dekady zachwycają nas swoją muzyką. Od tamtego czasu skład zespołu się zmienił, ale wciąż podbija serca.

Przywitanie grupy jest niezwykle sympatyczne. Igor pyta publiczność, jakie są nastroje, jak się czujemy. Na radosne krzyki „Dobrze!” odpowiada, że oni też. Chłopaki także są podekscytowani nadchodzącym koncertem. Rozpoczynają utwór Będę z Tobą. Audytorium śpiewa wraz z nimi.

 

 

Igor bardzo swobodnie czuje się na scenie, przechadza się i podryguje do rytmów swojej muzyki. Wspomina Opole, opowiada, że nieraz tutaj był i zawsze było świetnie. Próbuje zachęcić nas do aktywnego udziału. Jest niezwykle energiczny i tę energię daje nam. Chociaż publika wciąż reaguje trochę niemrawo, czuć, że coraz bardziej się otwieramy, zaczynamy się bawić.

Po piosence Spójrz rozlegają się gromkie brawa, jednak to wokalista nam dziękuje, twierdzi, że jesteśmy przemili. Obraz Igora w mojej głowie powoli się tworzy. Jest to bardzo sympatyczny i skromny mężczyzna, cieszący się tworzeniem muzyki i dzieleniem są nią.

Po piosence Ake, która miała swoją premierę właśnie w Opolu, słyszymy utwór Fanstamagoria. Ma on duże znaczenie dla zespołu, gdyż jest w języku łemkowskim. Wielokrotnie Igor opowiadał w wywiadach, iż jego kultura jest dla nich niesamowicie ważna. Ma jeszcze ukryty sens. Tytuł oznacza coś nierealnego, marzenie. W tym momencie założyciel grupy zapowiada pierwszego gościa. Kogoś, kogo darzy wielkim szacunkiem i podziwem.

 

 

Na scenę wchodzi Grzegorz Turnau, popularny i uwielbiany wykonawca poezji śpiewanej. Siada do pianina. Wraz z zespołem wykonują utwór mający mocny przekaz: Zupa na plantach. Zwracają uwagę na problem bezdomności, na kryzys, w którym każdy z nas może się kiedyś znaleźć. Duet Grzegorz x Igor jest bezbłędny. Ich głosy dobrze ze sobą współgrają, a im samym widocznie się dobrze współpracuje. Widać i czuć chemię. Znaczenie piosenki w połączeniu z niesamowitym wokalem artystów tworzy coś niesamowitego. Pokazuje także kunszt obu wykonawców. Zejście Grzegorza ze sceny poprzedzone jest przytuleniem się, co jest bardzo emocjonalne dla każdego.

W krótkiej przerwie na ekranie puszczane są przebitki z Must be the music, wspomnienia. Bardzo dobre wplecenie początków do teraźniejszości, moment melancholii. Był to także dobry moment na przedstawienie składu formacji. Widzimy pierwszych członków stojących ramię w ramię z obecnymi. Razem wykonują utwór Dewiat. Dla nas, publiczności, znających LemON od początków, jest to poruszająca chwila. Zapadająca w pamięć.

Po wykonaniu Jutro Igor prosi publikę o chwilę namysłu, o pamięci osób i wydarzeń pozytywnych, które wpłynęły na nas oraz pozostawiły ślad. Krzykiem dzielimy się tymi emocjami z całym światem. Wyzwalające działanie, pozostawiające pozytywne uczucia pod sercem. Wokalista dzieli się swoją energią, a my ją przyjmujemy.

 

 

I wtedy spada na nas bomba! Zapowiedź singla, a co za tym idzie kolejnej, piątej płyty. Na potwierdzenie wykonują nowy utwór Ptaki. Jest bardzo spokojny oraz uspokajający, wręcz kojący. Osobiście nie mogę się doczekać, aż będziemy mogli wysłuchać go po raz kolejny. Jak nam powiedział Igor podczas wywiadu, niedługo wszyscy usłyszą ten kawałek, bowiem 13.05 dokładnie w 10. rocznicę zwycięstwa w Must be the music, będzie jego premiera.

Następnie zespół wykonuje utwór Kalka, a zaraz potem Wkręceni, o którym Herbut opowiada, że teraz go uwielbia, bo do niego dojrzał, jednak kiedyś zdecydowanie za nim nie przepadał. Prosi o wyjęcie świecących urządzeń. Wyciągamy telefony i pojawia się łuna, morze migocących świateł. Publiczność się kołysze.

 

 

Zapowiedź kolejnych gości drastycznie różni się od poprzedniej. Jest utrzymana w tonie żartów. Igor Herbut wita Kasię i Jacka z Kwiatu Jabłoni jak koleżankę i kolegę, śmieją się razem i żartują. Piosenka Mogło być nic dobrze wtapia się w nastrój i porywa publiczność. Po raz kolejny widzimy talent Igora, którego głos pasuje do głosów rodzeństwa jak ulał.

 

 

Gdy schodzą, zespół nie daje nam wytchnienia. Na brzmienie Napraw przechodzą mnie ciarki, a zaraz potem bawimy się w rytm Scarlett. Huśtawka emocji i wrażeń.

Koncert był wspaniały. Dobrze dobrane obrazy na ekranach, światła zapierające dech w piersiach. Świetna, wzruszająca i zmuszająca do podrygów muzyka, ale to Igor Herbut był gwiazdą wieczoru. Jego pozytywna osobowość, interakcje z publicznością, żarty rzucane jak z rękawa i skromność tworzą mieszankę wybuchową. Idealnego showmana. Stworzył przyjazną atmosferę oraz sprawił, że piątek 6 maja będzie datą, która na długo pozostanie w naszej pamięci. Bawiłam się wręcz niesamowicie i przez długi czas będę wracać do tych wspomnień. Natomiast poniżej możecie sami się przekonać jakim człowiekiem jest Igor słuchając naszego wywiadu.

 

 

 

 

Emilia Pączko

Fot.: Dominika Waloszek