Nietypowe połączenia stylów są z pewnością wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Dają możliwość oddechu od tradycyjnych gatunków muzycznych. Nie tylko przez to, że potrafią wciągnąć słuchaczy w nowe doznania, ale też dlatego, że pozwalają na tworzenie nowych aranżacji i rozwój artystów. To z pewnością porusza cały rynek muzyczny – dzięki temu powstają tacy twórcy, jak zespół Skalpel.

Skalpel został założony w 2000 roku przez Marcina Cichego i Igora Pudło, którzy z zawodu są producentami nagrań. Reprezentują gatunek elektro-jazzu. Do swojej twórczości wykorzystują popularne polskie i światowe numery drugiej połowy XX wieku. W ciągu swojej działalności wydali dotąd cztery płyty, pięć mini albumów, oraz jedną, hip-hopową kompilację. Ich największym osiągnięciem jest nagroda Paszport Polityki, uzyskana w 2006 roku. Ich cechą charakterystyczną jest to, że większość numerów nie zawiera tekstu.

W ich najnowszej płycie znajdziemy utwory pokazujące nam historię i kształtowanie się muzyki. Są na niej piosenki wolniejsze i bardziej dynamiczne – każda jest inna. Z pewnością wyróżniającymi się aranżacjami są White Label oraz Connection. Pierwszy to delikatny kawałek, w którym uwydatnione zostały elementy jazzu. Można usłyszeć w nim mało elektronicznych brzmień, przypomina on raczej stare, kultowe melodie lat 50 i 60, co zdecydowanie wyróżnia tę melodię na tle pozostałych. Przy tym jest mocno dynamiczna, lecz wszystkie te aspekty zostały połączone w niespotykaną całość – tak jakby ktoś dosłownie zremixował twórczość Louisa Amstronga. Co ciekawe pomimo tego, że twórcy rzadko korzystają z wokali, tak tutaj możemy usłyszeć śpiew w nieznanym języku. Drugi numer z kolei jest bardziej intrygujący, utrzymujący pewnego rodzaju tajemniczość. Słyszalny momentami saksofon dodaje uroku, podkreślając charakter zespołu i jego inspiracje.

Elementy jazzu zawarte są też w Ping. Mimo że na początku wydawała mi się osobliwą, prosta melodią, tak po jakimś czasie spodobała mi się. Nie jest to może bardzo dynamiczny twór, lecz myślę, że właśnie dlatego jest taki klimatyczny.

Elektroniczna muzyka jest bardzo popularna w filmach i serialach z gatunku cyberpunk. Nie dziwi więc, że i tu Skalpel poszukało inspiracji. Konkretnie słychać to w dwóch utworach. Pierwszym jest tytułowy kawałek Origin – dynamiczna muzyka, która myślę, że współgrałaby z nocną jeździe po mieście. Zamykając oczy, w myślach pędziłem samochodem po pełnym neonów i świateł rejonie, gdzie nie istnieją żadne przepisy ruchu drogowego. Podobny klimat utrzymuje Bass tent – słuchając tego singla, nie do końca rozumiałem, skąd wziął się pomysł na taką wybuchową mieszankę. Z jednej strony mamy muzykę stricte elektroniczną, z drugiej – utrzymująca nutkę tajemnicy. Przywołał mi na myśl styl gry Cyberpunk 2077. W całkiem podobnym tonie utrzymany został Escape, elektryzujące lata 90- te są  w dosłownie każdej nucie. Jeśli oglądaliście Matrixa z pewnością rozpoznacie znajome dźwięki.

Niejaką opozycją do tych aranżacji jest Momentum, która przypomina mi z kolei mieszankę popu i jazzu. Elektronicznych brzmień jest tu dosyć mało. Jednak i to sprawdza się dosyć dobrze, a Skalpel po raz kolejny pokazuje, że tworzenie muzyki wychodzi im świetnie. To z pewnością kawałek inny od wszystkich pod względem stylu, jednak stanowi miłą odskocznię. Każda płyta musi zawierać coś innego, jednak nie zawsze takie eksperymenty udają się. Tu jednak jest inaczej. Delikatny utwór, melancholijny, ale też trochę niejednoznaczny. Jeśli słyszycie podobieństwo do soundtracku z gry Life is Strange – to nie jesteście sami.

Prism to z kolei dosyć fantazyjna piosenka. Z początku wydawało mi się, że jest ona wyjęta z jakiegoś horroru, choć natychmiast zmieniła brzmienie na iście bajkowe. Moim zdaniem właśnie to sprawia, że piosenka wyróżnia się, bo mimo tego – na pierwszy rzut oka –szalonego połączenia, jako całość prezentuje się fenomenalnie i naprawdę zaskoczyła mnie.

Zespół Skalpel z pewnością pokazuje, że zna się na tworzeniu muzyki. Różne aranżacje, style muzyczne i umiejętność połączenia ich w spójną całość – to potrafią tylko nieliczni, a ten wrocławski duet z pewnością zalicza się do tej elitarnej grupy. Płyta ma swoje, drobne mankamenty, jednak mimo wszystko była to całkiem przyjemna możliwość poznania się z twórczością, która dotychczas była mi obca.

Mateusz Gruchot

Fot.: skalpel.net/