Powstanie Warszawskie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17:00. Dokładnie 77 lat później z Warszawy do Opola przyjechał João De Sousa, żeby w tak wyjątkowy dzień zagrać na scenie rozłożonej na Placu Wolności.
João De Sousa to portugalski muzyk, który od ponad dekady mieszka w Polsce. W tym czasie wydał trzy płyty i zagrał wiele koncertów, część z zespołem, część solowo. W Opolu zagrał akustycznie, tylko João, mikrofon, gitara, publiczność oraz okazjonalne bicie dzwonów.
Przechodząc wzdłuż sceny godzinę przed rozpoczęciem zwróciliśmy uwagę na dwie rzeczy. Pierwszą z nich były grupki ludzi, którzy ze zniecierpliwieniem oczekiwali na koncert. Drugą natomiast były zbierające się nad nami wszystkimi ciemne chmury, zarówno w przenośni jak i dosłownie. Chwilę później zaczął padać deszcz, który przepędził znaczną część zbierających się ludzi oraz zagroził występowi. Istniało realne ryzyko odwołania imprezy. Wraz ze słabnącym deszczem ludzi znów zaczęło przybywać i zapadła długo wyczekiwana decyzja, że koncert jednak się odbędzie. Część widowni zdecydowała się zająć miejsca siedzące na wcześniej przygotowanych krzesełkach tuż pod sceną, jednak większość słuchaczy kryła się pod drzewami lub zachowywała bezpieczną odległość od siebie, pozostając na chodniku.
Niska temperatura i mżawka to nie są idealne warunki do koncertu, jednak świetnie komponowały się z muzyką fado, którą przywitał nas artysta. Koncerty plenerowe mają to do siebie, że są podatne na zewnętrzne dźwięki, takie jak klaksony samochodów czy bijące dzwony, które dały o sobie znać o godzinie 18:30 podczas drugiego z utworów. Nie zdekoncentrowały one jednak João, który radośnie stwierdził, że pasują do tonacji kompozycji. Spokój i humor muzyka były również widoczne podczas czwartej piosenki, która była śpiewana w dwóch językach. Początek był po portugalsku, jednak druga część utworu została zapowiedziana jako prawie po polsku. Konsternacja zmieniła się w śmiech i rozbawienie, gdy tylko usłyszeliśmy historię pewnej kozy, wyśpiewaną aksamitnym głosem. Jest to idealny przykład, że czasem większe znaczenie ma to jak muzyk śpiewa, a nie to, co zaśpiewa. Była to także zapowiedź zmiany języka, ponieważ kolejnym kawałkiem okazała się wspaniała interpretacja Była Pogoda autorstwa Krzysztofa Komedy.
Pomimo spokojnej muzyki, którą słyszeliśmy zarówno gra jak i śpiew miały wspaniałą dynamikę, wprowadzając widzów w pewien trans, niestety zostali z niego wyrwani z powodu pogarszających się warunków pogodowych. João zagrał jeszcze trzy niezwykłe utwory po portugalsku i w burzy oklasków zszedł ze sceny. Nie mógł jednak pozwolić sobie jeszcze na odpoczynek, ponieważ widownia nie zważając na warunki atmosferyczne domagała się bisu. Muzyk powrócił na swoje krzesełko na środku sceny i zakończył koncert tak, jak przebiegała jego większość, czyli czarując swym głosem, językiem portugalskim i delikatnym brzmieniem gitary akustycznej.
Po koncercie zmarznięty i zmęczony João udzielił nam jeszcze wywiadu, w którym opowiedział o swoich wrażeniach z tego występu, swoich planach muzycznych na przyszłość oraz o wielu innych rzeczach. Zapraszamy do posłuchania.
Filip Cierpisz
Fot.: Sara Rostkowska