Słowa opisują, chwalą, negują, zaprzeczają jak również przekazują informacje, emocje, odczucia… Czasem potrzeba ich wiele, a czasem są po prostu zbędne. Teraz, kiedy słucham tej muzyki, zwyczajnie mi ich brakuje. Jednak, postaram się opanować wzruszenie i zamienię myśli w słowa, aby opisać smutną informację, która wywołała spore poruszenie. 

Mowa o legendach polskiej sceny muzycznej, którzy przechodzą na emeryturę! 40 lat po swoim debiucie Perfect żegna się z fanami. Wielu autorów tekstów, którzy podsumowali działalność zespołu, skupiła się na tworzeniu autorskich biografii, opisów dokonań czy przypomnień związanych z dyskografią. Jednak dla mnie Perfect nie jest typową, popularną kapelą, która zalewa w nadmiernych ilościach świat muzyczny. Żartobliwie można stwierdzić, że są oni Dinozaurami Polskiego Rocka, którzy dawali swoim słuchaczom zdecydowanie więcej i dlatego również na więcej zasługują. Działalność zespołu ma dla mnie osobliwe znaczenie. Towarzyszyli mojej rodzinie od pokoleń. Trudno nie być skłonnym do uniesień, gdy słowa nie mają pustego znaczenia, a muzyka jest wygrywana przez znakomitych artystów i żaden dźwięk nie jest przypadkowy. Jak to się zaczęło na moim podwórku?

Najpierw tata. W młodości zadeklarowany buntownik, mentalny rewolucjonista, idealista, artysta, działacz funkcjonujący w trudnym okresie komunistycznej Polski. Zdecydowanie muzyczny świr. Rok 1980 – to właśnie wtedy oficjalnie na scenie polskiego rocka pojawia się zespół Perfect. Charyzmatyczny frontman z nieprzeciętną aparycją, uderzający wokal jego i Hołdysa, doskonale zgrany zespół… I ta warstwa tekstowa! Band w zaskakująco szybkim tempie zyskuje uznanie przede wszystkim wśród młodzieży. Staje się inspiracją młodych buntowników walczących z systemem. Pierwsze koncerty bez cenzury, z milicjantami u progu. A co w tym czasie u taty? Nagła potrzeba odłożenia na bok dotąd ukochanych Beatelsów i szaleństwo na punkcie Perfect. Pierwsze winyle, (które odziedziczyłam i podkreślam to z dumą), samodzielnie tworzone składanki, kasety, plakaty, zeszyty pełne wycinanek i treści o każdej informacji dotyczącej grupy. Pieniądze skrzętnie odkładane na koncerty, by chodź na chwilę zobaczyć ukochanych muzyków. Przypadkowe piwo wypite z członkami zespołu w kultowej Stodole, dzięki koledze, który miał znajomości. Teksty dające nadzieję. Wyśpiewywanie chcemy bić ZOMO wreszcie kryjące się pod oficjalnym tekstem chcemy być sobą. Autobiografia z 1982 roku, w której każdy odbiorca może znaleźć kawałek swojego życia, przez co szybko staje się najbardziej emocjonalnym hymnem i nieśmiertelnym klasykiem. I bardzo dobrze wszystkim znane wersy z ukrytym przekazem nie bój się tego a-a wszystkiego… O tym tata zawsze mówi głęboko poruszony.

W 1983 szybka decyzja o rozwiązaniu zespołu, potem powrót, znowu rozstanie. I tak jeszcze kilka dobrych lat. Ostateczny powrót na stałe w 1993, znów z Markowskim na czele i wielki powrót perfectomanii.

A co u mamy? Hipiska z prawdziwego zdarzenia, ale jednak u niej bez takich wielkich emocji jak w rodzinnym domu taty. W jej muzycznym życiu na pierwszym planie The Beatles i Bee Gees, choć zdecydowanie nie można powiedzieć, że Perfect nie zawrócił jej w głowie. To, co wspomina z rozrzewnieniem i co utkwiło jej w pamięci to właśnie Autobiografia, która bez przerwy była emitowana w radiowej Trójce, co pół godziny, tylko po jednej zwrotce. Po dwóch godzinach piosenka stała się wielkim hitem i trafiła na 16. miejsce listy przebojów.

Jeśli chodzi o mnie, nie było mi dane doświadczać na żywo czasów świetności Perfect. Nie pamiętam również, żeby rodzice „katowali” mnie ich muzyką. Pamiętam wcześniej wspomnianych The Beatels i Bee Gees czy również legendarny Dżem… Kiedy stałam się bardziej świadoma muzycznie, wtedy tata po raz pierwszy pokazał mi Perfect. Był to czas mojego nastoletniego buntu i chęci pokazania wszystkim wokół, że nie zamierzam słuchać tego, co polecają mi rodzice. Ubóstwiałam wtedy Metallicę i cyklicznie ogłuszałam się niszowym, kolokwialnie mówiąc „deathmetalowym wyciem”, co tak było określane przez osoby w moim środowisku. Wszelkie nauki muzyczne, które były mi udzielane rutynowo przez rodziców, gdy byłam dzieckiem dały jednak o sobie znać. Nastąpiło zdecydowane wzbogacenie mojej prywatnej bazy muzycznej, czyli własny gramofon, winyle i jako pierwszy w tej kolekcji – winyl Perfect, co uratowało go przed niszczycielską siłą sprawczą babci, która właśnie porządkowała starocie. To było znacznie więcej niż kawałek plastiku – to zapisana historia i coś maksymalnie emocjonującego. Potem długie, rodzinne rozmowy o Perfect i wracanie do tamtych czasów

Odważnie i świadomie pragnę powiedzieć, że Perfect jest jedną z niewielu muzycznych formacji, które utrzymywały niesamowity poziom zarówno na początku jak i pod koniec swojej działalności. Zespół, który przyprawia o wzruszenia, dający nadzieję i podtrzymujący klimat tamtych czasów. Również ta muzyka, która daje możliwość do świetnej zabawy i relaksu. Zawsze ponadczasowy, niezależnie od pokolenia. Ciężko pogodzić mi się z tą informacją tak jak wielu innym fanom, jednak czas najwyższy pozwolić w spokoju odejść zespołowi na zasłużony odpoczynek, chyląc czoła jak najniżej.

Tak jak Grzegorz Markowski śpiewał jeszcze niedawno wszystko ma swój czas i przychodzi kres na kres, dlatego dopijam kubek zimnej kawy, o której już dawno zapomniałam, po raz kolejny słucham zapętlonego utworu, który stał się dla mnie inspiracją do pisania i smutno nucąc trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Zdecydowanie i dosłownie NIEPOKONANYM.

Aleksandra Snopkowska

Żrodło: YouTube

fot.: rp.pl