Mateusz Górny, aka Gooral, to bez wątpienia nietypowy artysta. Fani mogli posłuchać połączenia wielu styli muzycznych w jego wykonaniu, piątkowego wieczoru na sali kameralnej Narodowego Centrum Polskiej Piosenki. Dla każdego coś się znalazło, czy to muzyka elektroniczna, drum’n’bass, dubstep a nawet etniczna muzyka góralska.
Koncert odbył się w ramach promocji najnowszej płyty Goorala zatytułowanej Khabaya. Zanim doszło do głównej części wieczoru, wystąpił support, którym był nie kto inny, jak sam Gooral. Zaprezentował swoje umiejętności jako DJ w gatunku techno. Co prawda na 15 minut przed otwarciem koncertu, poza mną było zaledwie kilku fotografów oraz niewielkie grono osób, które zakupiły bilet, a sam support rozpoczynający się chwilę po godzinie 20 nie przyciągnął tłumu słuchaczy. Ich liczba zwiększała się w niesamowicie opornym tempie przez całą długość występu.
Wchodząc na samą salę i widząc pustkę, od razu na myśl przyszedł mi kadr wycięty rodem z westernu, kiedy to widzimy pustynie, nie słyszymy nic i pojawia się nagle suchy krzak, turlany przez wiatr. Można powiedzieć, że na samym początku tą najbardziej energiczną grupą ludzi byli fotografowie – non stop chodzili z prawego na lewy kraniec sali robiąc całe serie zdjęć Gooralowi, co z pewnością nie było łatwe, przez niesamowite wczucie się artysty w swoją rolę do tego stopnia, że jego włosy okazały się mieć swoje szalone życie – skakały w przeróżnych kierunkach.
Dopiero po 30 minutach grania, na sali zaczęli się zbierać ludzie i to dość tłumnie, a każdy z nich dzierżył w dłoni plastikowy kubek piwa. Możliwe, że rozruszał ich właśnie złoty płyn, a może jednak muzyka, ważne, że po chwili wsłuchiwania się w dźwięki, zaczęli się nieśmiało bujać do rytmu.
Końcówka supportu, który w moim odczuciu nie był specjalnie interesujący, zasiała we mnie ziarno niepewności, czy czasem cały sprzęt na którym działa Gooral nie zatnie się, nie zapętli jednego dźwięku, a w końcu nie zacznie się dymić i nie zrobi wielkiego BUM! Jak się po pewnym czasie okazało, odgłosy, które doprowadziły mnie do tej wizji były szczegółowo zaplanowane. Po tym zapanowała cisza, a wraz z nią 10-minutowa przerwa.
O 21 cała publika mogła już cieszyć się właściwym koncertem, czyli przede wszystkim promocją najnowszej płyty artysty. Na scenie razem z Gooralem, wystąpili Maciej ‘Kamer’ Szymonowicz oraz Anna Bajka Antonik. W tym momencie wszystkie osoby zebrane na sali, jak na komendę, tabunem ruszyły pod barierki, choć wcześniej nikt się do tego specjalnie nie kwapił. Rozpoczęli wraz z Kamerem starszym utworem W moim ogródeczku co wprowadziło już na wstępie góralski klimat i opornie – ale jednak – poderwało ludzi do początkowych faz tańca. Później już poszło z górki. Z każdym kolejnym kawałkiem, gdzie Kamer na scenie zamieniał się miejscami z Bajką, ludzie wczuwali się w klimat muzyki Goorala. Poza oczywistym odegraniem numeru tytułowego z nowego krążka, kolejnego Ohoho, podczas którego publika śpiewała refren razem z Kremerem i Pod jaworem, nie zabrakło również starszych numerów takich jak Jasny Gwint czy Plan.
Całość została zakończona bisem, którego dopominała się w końcu rozgrzana muzyką publika. Wszyscy skandowali „KARCZMARECZKA!” jak jeden mąż i bądź co bądź sama się do tego dołączyłam. Po wysłuchaniu wszystkich połączeń jakie stworzył Gooral, byłam najzwyczajniej w świecie ciekawa utworu, który najwidoczniej rozsławił artystę. Nie mając wyjścia, artysta zagrał ostatni kawałek, który Kremer zaśpiewał razem z publiką.
Po koncercie była okazja do kupna najnowszej plyty oraz zdobycia autografu twórcy oraz zrobienia sobie z nim zdjęcia, a jedyną w tym przeszkodą był okrążający go tłum fanów.
Gooral tego samego dnia, przed koncertem w Narodowym Centrum Polskiej Piosenki był również gościem w studiu Radia Sygnały, gdzie udzielił nam wywiadu na żywo. Oto jego fragment:
Wywiad: Patrycja Rybotycka
Relacja oraz zdjęcia: Dominika Łacna oraz Justyna Adamus