Są koncerty, które na sali Filharmonii Opolskiej wybrzmiewają najpełniej. Choć Grzegorz Turnau bywał w Opolu wielokrotnie, jego występ z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Opolskiej był pełen niespodzianek. Nie zabrakło najbardziej rozpoznawanych utworów artysty, które wraz z innymi piosenkami tworzyły klimatyczną narrację. Klasyczne brzmienie kompozycji dopełniła przemyślana aranżacja symfoniczna.
Aktem otwierającym był utwór Tak samo, który swą łagodnością skupił uwagę widzów na rozpoczynającym się widowisku. Początkowa sekwencja podejmowała tematykę miejsca człowieka w świecie oraz wszystkiego, co go otacza. Poruszenie wśród widowni wywołała sztandarowa piosenka artysty pt. Bracka, którego nie mogło zabraknąć. Muszę przyznać, że to nasz ulubiony kawałek Grzegorza Turnaua i gdy tylko usłyszałam pierwsze kilka dźwięków z podekscytowaniem i uważnością słuchaliśmy jak zabrzmi z orkiestrą. Pomimo, że wersja koncertowa różniła się od wykonania studyjnego, obecność orkiestry nadała melodii inną energię i pokazała umiejętności muzyków w pełnej krasie.
Intrygującym elementem koncertu były liczne, dobrze wyważone interakcje z publicznością, które obejmowały wspólne śpiewanie i błyskotliwe uwagi, tworząc nastrój spotkania. Humorystycznym elementem było naśladowanie stylu śpiewania nieobecnych podczas koncertu artystów. Mogliśmy usłyszeć prawie jak żywy głos Stanisława Soyki i Sebastiana Karpiel-Bułecka, co entuzjastycznie i z uśmiechem przyjęli słuchacze.
Pierwszą część zakończył zaskakująco szybki i mocny utwór Motorek, który był zagrany z idealnym wyczuciem czasu i pozostawił niedosyt przed zbliżającą się przerwą. Tempo piosenki sprawiało, że niektóre słowa wokalisty stawały się niezrozumiałe, co jednak w żaden sposób nie przeszkadzało w odbiorze. Mistrzowsko zabrzmiała tu orkiestra tworząc atmosferę niepokoju i pościgu, ucieczki przed czymś wielkim i nieuniknionym.
Gdy wróciliśmy po krótkiej przerwie na scenę wyszedł jedynie Grzegorz Turnau bez towarzyszących mu muzyków i orkiestry. Usiadł przed fortepianem i po chwili zamyślenia zaczął wydobywać z instrumentu pierwsze dźwięki. Intymnemu spotkaniu sam na sam z artystą towarzyszył tytułowy utwór koncertu Kiedyś nadejdzie taki dzień, który wprowadził melancholijną aurę i skłonił do refleksji. Solowa gra Turnaua oraz stopniowo dołączający muzycy stworzyli niepowtarzalny kawiarniany klimat, niczym z albumu Cafe Sułtan. Jednak kawiarenka w której się znaleźliśmy znajdowała się w cieniu niespokojnych wydarzeń. Piosenka Nie baw się więcej kulą ziemską w przejmujący sposób odwołał się do niespokojnej i niebezpiecznej sytuacji w Ukrainie. Wojna będąca na ustach całego świata nie mogła zostać potraktowana obojętnie, czemu wyraz dał Grzegorz Turnau przez swoją muzykę i słowa.
Nastrój koncertu był zróżnicowany i po chwili zadumy widownia ożywiła się słysząc swoje ulubione utwory. We wspaniałej akustycznie sali zabrzmiały: Między ciszą, a ciszą, Cichosza oraz Znów Wędrujemy.
Koncert dobiegał końca, ale słuchacze pozostawali nienasyceni, co zaowocowało serią bisów. Grzegorz Turnau nieco droczył się z publicznością co raz schodząc ze sceny, aby za chwilę z uśmiechem na nią powrócić i z przyjemnością zagrać jeszcze jeden kawałek. Na zakończenie wybrzmiał hymn Unii Europejskiej – Oda do radości – co pozostawiło wychodzącą publiczność z rodzącymi się przemyśleniami.
Podsumowując, koncert wywarł na nas duże wrażenie. Możliwość zobaczenia takiej gwiazdy na scenie była pamiętnym wydarzeniem, a cała oprawa muzyczna pozwoliła w nowy sposób spojrzeć na znane utwory.
Przed całym wydarzeniem udało nam się także przeprowadzić wywiad z artystą:
Marta Konsek, Nikodem Lipczyński
Fot.: Nikodem Lipczyński