Środa była drugim dniem koncertów na Politechnice Opolskiej. Zapewne dla wielu to wydarzenie stanęło pod znakiem zapytania przez pewne niesprzyjające okoliczności. Chodzi oczywiście o pogodę, która nas nie rozpieszczała. Choć lało jak z cebra, a mi w drodze bardzo szybko przemokły buty, nie zniechęciło mnie to do udania się na koncert Zenka Kupatasy.
Absolutnie tego nie żałuję, ponieważ ze znajomymi pojawiliśmy się na Błoniach Politechniki kilkadziesiąt minut przed 19:30, kiedy to zespół miał zacząć grać. Był to strzał w dziesiątkę. Zajęliśmy miejsca pod samą sceną, lepszego widoku nie mogliśmy mieć. O 19:24 zostaliśmy poinformowani, że grupa jest już właściwie gotowa i może zaczynać grać. Już minutę później rozbrzmiało Serce, które wokalista zadedykował swoim dzieciom, Zosi (drugą zwrotkę) i Stasiowi (pierwszą zwrotkę). Trzeba przyznać, że było to bardzo emocjonujące rozpoczęcie, które zachwyciło nawet moich znajomych, nieznających wcześniej Zenka i jego twórczości.
Już podczas drugiej piosenki, Szuflady frontman zespołu zszedł ze sceny, by podejść pod barierki do publiczności, która wspólnie z nim podskakiwała śpiewając „Nie dadzą rady włożyć do szuflady ciebie, bo wyskoczysz z niej”. To nie był koniec integracji tłumu z wokalistą. Zenek prosił o klaskanie, co publika z chęcią zrobiła, uczestnicy chętnie wzięli udział w zabawie w pociąg, a piosenka Budzik zachwyciła już spory tłum entuzjastów ciężkiego brzmienia.
Później mężczyzna rozpoczął anegdotę o popularności tulenia za pieniądze, która była wstępem do piosenki Darmowe tulenie, przy której wszyscy mieliśmy skakać jak jedna wielka rodzina i tak właśnie było. Wcześniej przedstawił gitarzystę Jurka. Ku zaskoczeniu wielu przeskoczył przez barierki, by rozpocząć „ścianę miłości”, poprzedzoną wspólnym śpiewaniem „przepraszam, nie znamy się” z zebranymi pod sceną – tak, to było wielkie pogo! Jeśli to nie jest wystarczająco wspaniałe, to co powiecie na to, że Zenek wyszedł na mokrą po deszczu ziemię w samych skarpetkach? Wspaniałe poświęcenie, które mam nadzieję, że nie przyniosło przeziębienia.
Oczywiście okazało się, że od początku koncertu artysta nie miał na sobie butów, czego wcześniej nie zarejestrowałam przez mój niski wzrost, jednak zdjęcia nie kłamią.
Już wcześniej słyszeliśmy ostrzeżenia, że moc mikrofonu się kończy i będzie konieczna jego zmiana, co ostatecznie miało miejsce przed piątym utworem. Nie było jednak mowy o zupełnej ciszy, gdyż popis swoich umiejętności dali pozostali członkowie zespołu, który zakończył Zenek słowami znanej wszystkim piosenki dla dzieci „bo to bardzo ważna rzecz, żeby zdrowe zęby mieć”.
Przez cały czas, bez wyjątku atmosfera była niesamowita, a początkowo jeszcze dający o sobie znać deszcz nie wpłynął na obniżenie poziomu zabawy, może nawet pomógł, bo usłyszeliśmy kawałek Wakacje, który grany jest tylko podczas koncertów w deszczowe dni.
Uczestnicy byli zachwyceni żartobliwymi tekstami piosenek, które można powiedzieć, że bawiły i uczyły nie tylko studentów. Co prawda nie zabrakło wulgaryzmów w niektórych utworach, jednak były one wyważone i wsparte czy to ciekawymi faktami ze świata natury, czy mądrymi radami życiowymi.
Nie zabrakło ballady Wszystko jest możliwe i wielu świetnych utworów z repertuaru Zenka Kupatasy i zespołu Kabanos, którego był kiedyś wokalistą. Ogólnie po raz kolejny muszę przyznać, że niesamowita energia, która płynęła ze sceny udzieliła się wszystkim obecnym.
Było też kilka ciekawych niespodzianek jak gra na kazoo, czyli tak zwanym „świszczyku” do piosenki o małpie, „cud w Opolu”, podczas którego publiczność miała zamknąć oczy i policzyć do 15, a po tym czasie na scenie ujrzeliśmy zespół w maskach jednorożców na głowach.
Zespół rozpoczął ostatni utwór, Buraki o godzinie 19:29. Oczywiście wokalista przedstawił wszystkie osoby ze sceny, które zapewniły nam to niesamowite show przed duże „S”. Niesamowita energia dała nam siłę na resztę koncertów, a zaproszenie zespołu na Pol’and’Rock nadzieję, na powtórzenie tych niezapomnianych chwil, które niestety dobiegły końca.
Na długo zapamiętam te chwile i barierki, którymi rytmicznie nieświadomie poruszali zebrani najbliżej nich. Ziemia drżała, jakby była równie podekscytowana, co uczestnicy koncertu. Tak, przez tą cudowna godzinę byliśmy może nie rodziną, ale braćmi i siostrami, zjednoczonymi ogromną siłą, jaką niesie muzyka.
Paulina Ceglarz
Fot.: Paulina Ceglarz