Co myślimy słysząc o dziele, które jest operą narodową? Może przychodzi nam do głowy nuda i archaizm? Nic z tych rzeczy. Nudno na pewno nie było, na scenie działo się dużo, a współczesne problemy trafiły na materię, w której mogły wybrzmieć.
Nie słyszałam wcześniej o dziele “Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” i trochę mi wstyd z tego powodu. Jest to bowiem spektakl, singspiel, śpiewogra lub wodewil – jak kto woli, z bardzo długą historią. Wystawiony został po raz pierwszy w 1794 roku do libretta Wojciecha Bogusławskiego i z muzyką Jana Stefaniego. Lata później został mianowany pierwszą operą narodową. Stało się tak, ponieważ spektakl doskonale oddawał nastroje społeczne przed trzecim rozbiorem Polski i publiczność od razu wyłapała aluzję, że Krakowiacy to Polacy, a Górale to Moskale. Tak było wtedy. A jakie znaczenie dzieło ma dzisiaj?
Zgodnie z założeniem festiwalu “Klasyka Żywa” prezentowane są spektakle które opierają się na klasycznym dziele, ale pokazują je we wciąż aktualny i żywy sposób. “Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego podejmuje współczesne problemy, jakimi są zaściankowość i wykluczenie. Całość ma konwencję wodewilu (podobnie jak w oryginale), czyli lekkiej formy śpiewanej. W spektaklu jest ok. 10 utworów stylizowanych na muzykę country. Dlaczego country? Bo w ujęciu reżysera miejsce akcji, czyli wieś Mogiła wystylizowana jest na małe miasteczko gdzieś na Dzikim Zachodzie. Mamy do czynienia poniekąd z teatrem absurdu, a także teatrem zaangażowanym, mówiącym o problematyce chociażby alienacji osób LGBT+ w małych społecznościach.
Na scenie od początku dużo się dzieje. Widzimy m.in. wspomnianą już wcześniej stylistykę westernową, przejawiającą się w scenografii, kostiumach i muzyce, koło fortuny ze zgadywanym przez całe przedstawianie hasłem oraz dużo świateł i kolorów. Podstawowa oś fabularna jest dość prosta – perypetie miłosne dwójki młodych Jonka (Dominika Stroki) i Basi (Katarzyny Zawiślak-Dolny, Agnieszki Kościelniak, Aliny Szczegielniak) oraz kochającej się w Jonku macochy Basi, czyli Doroty (Eweliny Cassette). Do tego dochodzi konflikt między Krakowiakami, a Góralami po zerwanych zaręczynach Basi z Góralem Bryndasem (Antoni Milancej). Rozterki i popisy bohaterów zapewniają dobrą zabawę. Bardzo spodobał mi się zabieg przedstawiania Basi jako 3 bohaterek – Basi, Basi i Basi. Basie wszędzie chodziły razem i zachowywały się jak jedna postać, ale w trzech wcieleniach. W rozmowie po spektaklu twórcy nawiązali do tego i opowiedzieli, że chcieli pokazać uniwersalność losu młodej Basi, który może spotkać wiele kobiet. Moim zdaniem wypadło to naprawdę ciekawie. Kolejną ważną postacią jest student Bardos (Daniel Malchar), który opowiada swoją historię i komentuje wydarzenia w Mogile. Już w otwierającej scenie słyszymy o coming-oucie, którego nie dokonał. Wątek tożsamości queerowej, reprezentowanej przez Bardosa jest ważnym punktem spektaklu. Możemy odczytać swoisty apel twórców o tolerancję i równość. W tekście pochodzącym z oryginalnego libretta z XVIII w. mieści się cytat “(…) nie ma zysku w takim boju, który krzywdę czyni bratu” i w kontekście osób nieheteronormatywnych te słowa nabierają szczególnie mocnego znaczenia. Sami twórcy w rozmowie podkreślali, że mamy taki postulat zapisany w operze narodowej i chcieli, aby wybrzmiał on odnoście współczesnej sytuacji. Kolejnym akcentem współczesnym jest wątek starości uosabianej przez Starą Babę (Lidię Bogaczównę). Jest to postać wprowadzona dodatkowo i swoje 5 minut dostaje dopiero na końcu w poruszającym monologu.
Czy spektakl mi się podobał? Tak, dobrze się bawiłam. Choć czasem przytłaczała mnie mnogość symboli i to, jak dużo dzieje się dookoła. Muzyka nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia, poza dwoma kawałkami, które utkwiły w mojej pamięci – scena gdy Basie śpiewają białym głosem, a Jonek w kontraście rapuje oraz operowa partia panny młodej na weselu wraz z chórkami Basi. Dla mnie największym minusem był brak przerwy. Przedstawienie trwało 120 min. ciągiem przez co momentami trudno było mi wysiedzieć. Dziwię się tym bardziej, że w tekście występował naturalny podział na dwie części – przed pojawianiem się Górali i po. Ale oprócz tego, widowisko oceniam pozytywnie.
Werdyktem jury za aranżację muzyczną i przewrotną grę z konwencją w spektaklu „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” nagrodzony został Tomasz Leszczyński.
A jak widzom podobał się spektakl? Posłuchajmy opinii uczestników:
Po występie i omówieniu z aktorami i twórcami udało mi się jeszcze złapać reżysera Cezarego Tomaszewskiego na krótką rozmowę:
Marta Konsek
Fot.: Bartek Barczyk/Michał Grocholski