Niejeden z nas marzy o spotkaniu swoich idoli, aby lepiej ich poznać czy nawiązać więź. Często chcemy podyskutować z nimi na temat ich życia, poglądów czy różnych doświadczeń. Niestety wiele czynników nas w tym ogranicza, przez co jesteśmy zmuszeni do czytania sztywnych internetowych biografii. Aczkolwiek w tym wypadku możecie już zapomnieć o tym problemie, ponieważ artysta sam przyszedł się wam przedstawić.

YUNGBLUD, a tak właściwie Dominic Harrison to angielski muzyk znany ze swojej nietypowej, emocjonalnej muzyki i świetnego kontaktu z fanami. Po dwóch latach od wydania albumu Weird! częstuje nas jeszcze większym kawałkiem siebie. Płyta YUNGBLUD, która światło dzienne ujrzała 2 września 2022 roku, jest czymś zupełnie innym niż dotychczas. Tym razem artysta dał nam bardzo spójny i stonowany projekt. Krążek nie jest wyrazem buntu czy wewnętrznych obaw, lecz osobistą historią mężczyzny zaklętą w muzyce.

Kompozycje dwunastu utworów rozpoczyna The Funeral. Dominic zabiera nas na metaforyczny pogrzeb swoich niepewności w akompaniamencie rytmicznej muzyki oraz wpadającego w ucho refrenu. Jednak za wesołym brzmieniem kryje się melancholijny tekst. W końcu artysta dobitnie zaznacza, że nikt nie przyszedł – „But nobody came, what a shame, shame, shame”. Gdy tylko uroczystość żałobna się kończy przechodzimy do kawałka Tissues, który tak jak swój poprzednik w mgnieniu oka porywa do tańca. Piosenka opowiada o pięknie miłości, jak i rozterkach z nią związanych. Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że kontynuacją tej historii jest następny numer, czyli Memories w duecie z WILLOW. Chwilę temu YUNGBLUD mówił nam „I’m in love againa and tomorrow I’ll be sad”, by w ułamek sekundy przejść do rozgoryczenia wywołanego wspomnieniami.

Kolejnymi numerami na płycie są Cruel Kids, Mad oraz I cry 2. Ten ostatni wyróżnia się nieco pośród poprzedników ze względu na mniej śpiewaną formę i przyjemny efekt modulatora głosu. Jednakże punktem zwrotnym albumu jest utwór Sweet heroine, który wręcz zatrzymuje świat. Można powiedzieć, że jest to moment, w którym dostajemy chwilę wytchnienia od znakomitej imprezy. Aczkolwiek jest to tylko cisza przed burzą, ponieważ przed nam jeszcze większy rollercoaster emocji.

Przy Sex not violence, Don’t go, Don’t feel like feeling sad today oraz Die for a night artysta dopiero odkrywa swoją najmocniejszą artylerię. Opowiada coraz to intymniejsze historie oraz przekazuje bagaż wszelkich doświadczeń. Oczywiście brzmienie również nie zawodzi. Trzy pierwsze kawałki rzucają nas w ponowny wir tanecznych wrażeń za pomocą świetnej mieszanki gitary oraz perkusji. Przez kolejne minuty możemy rozpływać się w miłych melodiach okraszonych znakomitym wokalem. Za to Die for a night zagęszcza atmosferę i przygotowuje na ostatni akt. Teraz bierzemy udział w świetnym „filmie”, którego perfekcyjnym zakończeniem jest The boy in the black dress. Osobiście uważam, że jest to najcięższy utwór całej płyty. YUNGBLUD próbuje wyśpiewać nam swoje wstrząsające przeżycia i robi to naprawdę doskonale. Pokazuję jak bardzo starał się dopasować do społeczeństwa, ale pomimo wszystko mu to nie wychodziło. Słyszymy wzruszające słowa „No, you don’t want to lie anymore”. Ten numer zostawia prawdziwy ślad na sercu oraz daje do zrozumienia, że zawsze warto być sobą.

Myślę, że płyta YUNGBLUD jest bardzo dobra pod względem muzycznym, jak i tekstowym. Pokazuję nam prawdziwego Dominica Harisona, jego uczucia oraz emocje. Jednak jest to również płyta, która nie przemówi do każdego od razu. Trzeba się przy niej dłużej zatrzymać, by dostrzec jej głębie i piękno. Nie znajdziemy tutaj tyle szaleństwa ile w przypadku poprzednich albumów – 21st century liability czy Weird!. Mimo wszystko uważam, że naprawdę warto po nią sięgnąć, ponieważ w przypadku tego artysty oprócz muzyki kluczowy jest płynący z tekstu przekaz.

Justyna Dużyńska
Fot.: facebook.com/yungblud