Tego dnia Gliwice stanęły w płomieniach, które zostały wywołane przez rockowe brzmienia! Fani mocnych dźwięków z pewnością znaleźli się na odpowiednim miejscu. To właśnie w Arena Gliwice wystąpiły jedne z najlepszych rockowych zespołów XXI wieku.

Punktualnie o godzinie 19.30 na scenie pojawiła się dynamiczna Eva wraz z resztą zespołu Eva Under Fire. Od pierwszych chwil czuć było moc ciężkich brzmień, które były mieszanką rocka, metalu oraz popu. Po zakończonym występie pierwszej formacji, kolej przyszła na Like A Storm. Od pierwszych chwil, nieznany dotąd dla mnie zespół, trafił strzałą Amora w moje rockowe serce. Wokalista zespołu Chris Brooks w pewnym momencie, zszedł ze sceny i wszedł w tłum, aby móc przybić sobie z niektórymi fanami piątkę. Myślę, że ten gest wywołał wśród słuchaczy wielkie poruszenie, ale również pozytywnie zaskoczył większość przybyłych.

Po występach supportu, nadszedł długo wyczekiwany moment. Sale zalała fala ciemności, a po chwili rozświetlił ją przybyły na scenę Skillet. Zespół przywitał ogrom krzyków i pisków, które bez wątpienia wyrażały zadowolenie publiczności. Już od pierwszych sekund pierwszego utworu – Feel Invincible, czuć było niesamowity, wręcz nieziemski klimat. Świetne solówki gitar oraz perkusji, dolewały oliwy do płonącego ognia. Dodatkowo, to jak zespół poruszał się po scenie także zrobiło na większości ogromne wrażenie. Podskoki, wysoki, rzuty gitar bezkonkurencyjnie podkręcały atmosferę, która już była bardzo gorąca, ale z każdą chwilą coraz bardziej rosła. Następnie przyszła pora na utwór Rise, podczas którego publiczność ochoczo śpiewała z zespołem. Zaraz po niej wokalista zespołu John Cooper przemówił do publiczności i w rytm ostrej muzyki zadymił scenę. Używając, w tym celu przenośnych wytwornic dymu, co spowodowało świetny efekt oraz wprowadziło fanów do kolejnego Surviving The Game.

Niedługo po tym przyszła kolej na Legendary, Awake And Alive oraz Back from the Dead. Do drugiej kompozycji wstęp został zagrany przez wiolonczelistę Tate Olsen’a. Oprócz świetnej muzyki, można było dostrzec też, jak graficznie dobrze dopracowany jest koncert – światła, wyświetlacze oraz pojawiający się dym dodawał mocy całemu widowisku. Co więcej, moją uwagę przykuło to jak swobodnie i energicznie poruszał się zespół na scenie.

Jak wiadomo Skillet gra rock chrześcijański, więc wprowadzając fanów do następnego utworu Hero, wokalista wspomniał, kto jest jego bohaterem. Podczas tej piosenki mogliśmy zobaczyć na scenie bawiąca się Jen Ledger, perkusistkę grupy, która przekazała pałeczki dalej, a sama bawiła się wspólnie z resztą zespołu. Jej głos był naprawdę czysty, a wszystkie wstawki były wyśpiewane bezbłędnie. Następnie wszyscy bawiliśmy się do utworów Not Gonna Die, Whispers in the Dark oraz Psycho In My Head.

Z kolei następnym granym utworem była piosenka Comatose, która dla mnie jest sentymentalna, ponieważ jest pierwszą piosenką zespołu, jaką poznałam. Po chwili wybrzmiały Undefeated, Monster – jedne z najpopularniejszych kawałków z twórczości grupy. Tak właśnie koncert zespołu dobiegł końca, lecz po krzykach publiczności Skillet ponownie pojawił się na scenie, żegnając się z widzami w rytm The Resistance, który był zwieńczeniem wydarzenia.

Zespół zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Każde szczegóły i detale były dopięte na ostatni guzik. Skillet z pewnością spełnił oczekiwania swoich fanów, dostarczając niesamowitej, wręcz nieziemskiej atmosfery pełnej świetnych solówek. Było to z pewnością niezapomniane wydarzenie.

Ewelina Bryja

Fot.: Ewelina Bryja