Łączenie stylów, melodii oraz barw głosu słynnych światowych artystów często kończy się katastrofą, jednak nie tym razem. Zespół Taint swoim albumem Under control udowadnia, że można brzmieć podobnie do innych artystów, tworząc swój własny unikatowy styl, pozostawiając ogromny niedosyt i wręcz głód muzyczny.

 

Alternatywny metalowy zespół z Pszczyny występujący pod nazwą Taint składa się z czterech mężczyzn: Kacpra Kamińskiego (wokalista), Adama Mankey Świerszczyńskiego (perkusista), Mateusza Pydyn (gitarzysta) oraz Krystiana Muchy (basista)Formacja powstała w 2014 roku, jednak dopiero w marcu ubiegłego roku wypuścili swój pierwszy autorski album Under control, który zawiera pięć rewelacyjnych utworów.

Podróż muzyczna trwa stosunkowo krótko, bo tylko 23 minuty. Szkoda, zważywszy na chociażby piosenkę The end of our days, która jest najsmutniejszym melodycznie numerem na krążku. W trakcie słuchania jej niejednokrotnie wyczułam melancholię oraz żal za utratą życia. Uczucia smutku przeplatały się z gniewem skierowanym do oprawcy, co zostało świetnie zaprezentowane pod koniec singla. Podobne uczucie złości oraz buntu znalazły miejsce w utworze Emeth, który w tekście nawiązuje do tytułu albumu. Powyższe utwory wyróżniały się wokalnie barwą głosu dość charakterystyczną dla Marilyna Mansona, tak Chaos theory oraz Maze of souls zdecydowanie upodobniły się growlingiem do Tom’a Araya – wokalisty zespołu Slayer. Nie zmienia to faktu, że pomimo pewnych wspólnych cech muzycznych Taint zachował własny temperament melodyjny oraz atmosferę muzyczną. Fanom serii filmowej Underworld powinien przypaść do gustu utwór Crown, który melodyjnie brzmiał jak gotycki metal.

Co wyróżnia muzykę zespołu? Przede wszystkim zgranie muzyczne. Dawno nie słyszałam, by riffy gitarowe tak dobrze dopełniały się z perkusją oraz świetnie uzupełniającym go wokalem. Innym ogniwem, który dodaje wyjątkowości płycie jest słyszalne pomieszanie stylów wyróżniających najsłynniejsze diabły sceniczne: Slayera oraz Marilyna Mansona.  Mocne uderzenia na początku i końcu każdego utworu sprawia, że trudno oderwać się od słuchania. Album posiada jeden duży minus – za mało utworów. Po wysłuchaniu piosenek czułam ogromny niedosyt i chęć dalszej podróży muzycznej z zespołem.

 

Sara Rostkowska